22 stycznia 2025
Środa, 22 dzień roku

Imienieny obchodzą:
Anastazy, Wincenty, Wiktor
Realizowane projekty Strona główna / Realizowane projekty / Międzynarodowe / CONGENIAL / 3. Powojenna odbudowa Polski 

3. POWOJENNA ODBUDOWA POLSKI

 

1. "Moje pochodzenie i moje dzieciństwo" -  Anna Paszkiewicz - Gadek

2. "Szczęśliwy upadek" - Anna Paszkiewicz - Gadek



            1. Moje pochodzenie i moje dzieciństwo

 

Motto:    „Pamięć po naszych przodkach zaniknie, o  ile sami nie zostawili trwałych śladów w historii.  Aby ocalić od zapomnienia wydarzenia z dawnych lat, zwyczaje i tradycje rodzinne, utrwalmy to na piśmie póki jeszcze pamiętamy.”

 

Historia mojej rodziny ze strony mamy, znana mi z opowiadań i dokumentów,  sięga początków wieku XIX. Mój prapradziadek Karol Szulc (ewangelik) przyjechał na Podlasie budować kolej żelazną Warszawa-Petersburg, prawdopodobnie w latach 40-tych XIX w. (zm. 1898r).  Ożenił się z miejscową panną Marianną Szyluk (1832-1906r) i osiadł w Łapach na stałe, dając na tym terenie początek licznego rodu. Mieli oni dwóch synów, starszym z nich był mój pradziadek Karol. Większość mężczyzn z tego rodu, a zatem i mój pradziadek i dziadek Józef byli zawodowo związani z kolejnictwem. Nie oznacza to, że nie uprawiali niewielkich poletek ziemi dla wspomożenia budżetu rodzinnego.

Mój pradziadek Karol (1857-1930 r) był ożeniony z Anną Jeneralską (1862-1939r). Mieli oni czwórkę  dzieci. Pod koniec XIX w. wybudował on długi drewniany dom dla potrzeb rodziny,  na skraju miasteczka. Mój dziadek Józef (1888-1968r) był drugim z kolei dzieckiem. Od młodych lat był ambitny, pracowity i stanowczy, a poza tym pedant. Jak go pamiętam, zawsze miał swoje zdanie które starał się przeforsować.



 

Ożenił się on z Heleną (1895-1973), z domu Wojno, na początku XX wieku (zdjęcie ślubne dziadków z roku 1911r.). Początkowo mieszkali w domu  pradziadka. Dziadek pracował w Zakładach Kolejowych, babcia prowadziła dom i wychowywała dzieci: Helenę i Józefa  (taki był zwyczaj dawania imion po rodzicach). Po pewnym czasie, dzięki temu że dziadek dobrze zarabiał a babcia oszczędnie gospodarowała,  mogli kupić pobliski plac i wybudować własnym sumptem dom dla swojej rodziny. Dzieci rosły, moja mama Helena podjęła naukę w  Gimnazjum J. Zeligmana w Białymstoku, a  mój wujek Józef w Seminarium Duchownym w Łomży.  Dwa lata przed wybuchem wojny mama skończyła szkołę,  a wujek został wyświęcony na księdza w 1941r. W 1943 r., Niemcy rozstrzelali go jako zakładnika miasta Łomży, leży w zbiorowej mogile w lesie koło Jeziorka, okolice Łomży. Pozostali członkowie rodziny dziadka przeżyli ten trudny czas uchodząc z życiem.

Rodzina mego taty  pochodziła z Wileńszczyzny. Odnośnie mego dziadka ze strony taty, Pawła Paszkiewicza (1880-1940),  niewiele wiem. Był również kolejarzem w Wilnie. Ożenił się z Elżbietą (1880-1961), z domu Kłyszejko pochodzącą z Lidy i mieli troje dzieci. Mój tata, Jan był środkowym dzieckiem. Skończył Szkołę Techniczną, Wydz. Kolejnictwa w Wilnie i po odbyciu kilku praktyk podjął pracę na Wydziale Mechanicznym w Warsztatach Głównych PKP w Łapach. Poznał moją przyszłą mamę Helenę i po jakimś czasie pobrali się w 1941r. Zamieszkali razem z moimi dziadkami. Poniżej moi rodzice w tamtym czasie.



          Był to czas wojny, okupanci się zmieniali: to Niemcy, to Rosjanie. Kolega taty padł ofiarą łapanki i został wywieziony do obozu pracy na teren Niemiec, już nie wrócił. Rodzice ukrywali się, wędrowali pieszo do naszych krewnych zamieszkujących pobliskie miejscowości (o czym  wiem z licznych opowiadań rodzinnych). Sąsiedni dom, rodzinny dom mego dziadka, został częściowo zniszczony przez bombę.



            W tych trudnych czasach przyszłam na świat, w domu moich dziadków. Poród odebrała akuszerka, która została uwieczniona na zdjęciu pamiątkowym z moich chrzcin (pierwsza z lewej, potem mama, chrzestna, moja babcia; na dole: wujek ksiądz i tata; stoją z lewej: kolega taty, dziadek Józef i mój chrzestny). Byłam jedynym dzieckiem moich rodziców, mama miała jakieś komplikacje poporodowe i nie mogła mieć więcej dzieci.

 Tuż po wojnie  tata zaczął znów pracę w zakładach PKP, tym razem przy odbudowie (późniejsze  ZNTK Łapy),  mama opiekowała się mną i prowadziła dom. Wkrótce  ojciec został służbowo przeniesiony  na Ziemie Odzyskane, do Głównych Warsztatów Wagonowych w Świdnicy. Tymczasem pozostawałam  pod opieką babci Heleny, dopóki rodzice nie zabrali mnie  do Świdnicy. Pamiętam  to zniszczone miasto, wypalone sklepy, jednak niektóre dzielnice były jakby niedotknięte śladami wojny. Mieszkaliśmy w poniemieckim bloku na osiedlu obok Warsztatów Wagonowych. Osiedlili się tam ludzie z różnych stron Polski, dużo z tzw. Kresów Wschodnich. Obok domów były ogródki, każdy miał niewielką działkę z altanką. Pamiętam jak latem  często bawiłam się w niej wraz koleżankami. Najczęściej w sklep, szkołę (bo trochę chodziłam do przedszkola) lub szpital (bo leżałam przez miesiąc w szpitalu). Rodzice przyjaźnili się z kilkoma małżeństwami i  wieczorami spotykali się, najczęściej na brydża.

Do  Szkoły Podstawowej zaczęłam uczęszczać w Świdnicy. Było  do niej daleko,  nie jeździły autobusy, do centrum  trzeba było przejść przez park. Bałam się, więc najczęściej  chodziłam  z koleżankami z tego samego bloku. Czas po lekcjach lub przed lekcjami  spędzałyśmy odwiedzając się w domach. Do I Komunii Św. byłam przyjęta w Katedrze świdnickiej. Przed główną uroczystością (Mszą św.) mama zaprowadziła mnie do fryzjera. Miałam wówczas bardzo długie włosy, tak że nieraz zatrzymywano nas na ulicy i pytano jak je pielęgnuję. Włosy zostały ufryzowane w loki francuskie. Wyglądałam bardzo dostojnie w długiej komunijnej sukni (zdjęcie).  Po Mszy św. ks. Proboszcz urządził nam przyjęcie na plebanii (rodzice i dzieci komunijne).



 

Potem rodzice zabrali mnie po raz pierwszy do kawiarni na lody. Żadnych prezentów wtedy się nie otrzymywało. Po ukończeniu dwóch klas, wróciłam z rodzicami do Łap, gdyż dziadkowie byli coraz starsi i potrzebowali opieki.

Tutaj szkołę miałam również daleko, musiałam iść do niej około 30 minut. Mieściła się na drugim końcu miasteczka, w długim drewnianym baraku. Pamiętam jak w szkole wisiały portrety Lenina, Stalina, Bieruta i Rokossowskiego. Na długim korytarzu zbieraliśmy się przed lekcjami na poranne apele, na których omawiano sprawy szkolne i ważniejsze wydarzenia w kraju. Gdy umarł  J. Stalin, z tej okazji był również apel z oddaniem hołdu  przez minutą ciszy. W mieście wyły syreny i przechodnie musieli zatrzymać się na ten czas. W szkole w okresie zimy było zimno (mimo że jakieś ogrzewanie było),  gdy były bardzo silne mrozy mieliśmy z tego powodu wolne dni. Religia odbywała się w przykościelnych salach lub w kościele. Pamiętam jak aresztowano naszego księdza, w związku z  procesem  przeciwko dowódcy oddz. partyzanckiego tzw. Huzara. Jak się później okazało się, był to Oddział Kontynuujący Tradycje VI Brygady AK w Wilnie. Dzieci z naszej szkoły zebrano w budynku gdzie toczył się proces pokazowy Huzara, został skazany na karę śmierci w 1953 r. Zdarzało się nieraz w nocy że po domach chodziła milicja i sprawdzała czy ktoś z partyzantów się nie ukrywa się.

Byłam dobrą uczennicą, aktywną, brałam udział w szkolnym teatrzyku, chórze szkolnym i wycieczkach. Dalszą wiedzę zdobywałam w Liceum Ogólnokształcącym  i na Uniwersytecie M. Kopernika w Toruniu oraz w trakcie pracy zawodowej, ale to już opiszę w następnych wspomnieniach.

                                                                           Anna Paszkiewicz-Gadek



                               2. Szczęśliwy upadek

Z dzieciństwa wspominam taką historię, która zakończyła się pomyślnie lecz dostarczyła dużo przykrych przeżyć moim rodzicom no i mnie. Miałam wtedy 5 lat, mieszkaliśmy na  2- gim piętrze w 3 piętrowej  kamienicy. Pewnego wilgotnego grudniowego poranka , nasza sąsiadka z parteru  wyjrzała przez  okno  robiąc świąteczne  porządki i zauważyła leżącą na trawniku dziewczynkę, tylko w sukieneczce - byłam to ja. Zapytała co tam robię, odpowiedziałam że spadłam z okna i nie dam rady wstać. Zdenerwowała się bardzo, przyniosła mnie na rękach do swego mieszkania (a była w ostatnich miesiącach ciąży, jak się po latach dowiedziałam) i powiadomiła mego tatę o zajściu.



 

Opowiedziałam jej w między czasie jak to czekałam na mamę, która poszła po zakupy i na moją prośbę zamknęła mnie w mieszkaniu. Czas mi się dłużył, początkowo wyglądałam przez zamknięte okno lecz nic nie widziałam, więc przystawiłam krzesło, otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Teraz widziałam dalej. W pewnym momencie poczułam jak spadam i obracam się wokół jakichś drutów. Gdy znalazłam się na mokrym trawniku, nic mnie nie bolało lecz nie mogłam się podnieść, wtedy zauważyła mnie pani sąsiadka.

Co było dalej? Tata jak biegł do domu  to mało nie upadł, mama wkrótce wróciła z zakupami. Rodzice przewieźli mnie do szpitala a  tam się okazało, że miałam tylko złamane  lewe przedramię z przemieszczeniem kości. Cały miesiąc leżałam w szpitalu, pozostając w pozycji na wznak, z ręką na wyciągu, dopóki kości prawidłowo  się nie zrosły. Zatem Święta Bożego Narodzenia spędziłam w szpitalu. Namiastką  nastroju świątecznego była mała choinka, ustrojona cukierkami i orzechami. Rodzice odwiedzali mnie często, lecz kiedy ich nie było, osładzałam sobie życie cukierkami które ściągałam z choinki zdrową ręką. Czasami zdarzało się że któryś mi spadł na podłogę.,  wtedy między  palcami nogi podawałam sobie cukierek do zdrowej ręki. Z rozwinięciem nie było już większego problemu. I tak doczekałam szczęśliwego powrotu do domu.

Kilka lat temu, odwiedziłam  to miejsce i tych sąsiadów sprzed laty. Drzwi otworzył mi starszy mężczyzna,  który jak się okazało był synem naszej sąsiadki, a urodził się wkrótce  po tamtym pamiętnym wydarzeniu. Wszystko szczęśliwie się skończyło, a pojechałam tam aby się o tym przekonać..

                                                                                              Anna Paszkiewicz-Gadek


 
 
© 2011 Uniwersytet Trzeciego Wieku w Białymstoku
Ten projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej. Projekt lub publikacja odzwierciedlają jedynie stanowisko ich autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczoną w nich zawartość merytoryczną.