22 stycznia 2025
Środa, 22 dzień roku
Imienieny obchodzą: Anastazy, Wincenty, Wiktor
|
1. ŚWIĘTA
Wielkanoc
1. "Jest taki czas" - Barbara Wilczewska
2. "Wielkanoc, czyli uroczystość uroczystości" - Alicja Temler
3. "Tradycje Wielkopostne" - Krystyna Szewczyk
4. "Palmowa Niedziela" - Alicja Temler
5. "Rodzinne świętowanie" - Krystyna Szewczyk
6. "W światecznym koszyczku" - Maria Wójcicka
7. "Tradycje wielkanocne" - Krystyna Szewczyk
8. "O jajkach wielkanocnych" - Antoni Choroszucha
9. "Pisanki, malowanki, kraszanki" - Krystyna Szewczyk
10."Polskie tradycje... śmigus - dyngus" - Łarysa Karpiuk
Boże Narodzenie
11. "W oczekiwaniu na Bożę Narodzenie" - Krystyna Szewczyk
12. "Podlaskie chrześcijańskie Wigilie" - Krystyna Szewczyk & Łarysa Karpiuk
13. "Boże Narodzenie" - Maria Wójcicka
Inne
14. "Muzułmańskie święta na Podlasiu" - Helena Alijewicz
15. "Zielone Świątki" - Józefina Bukin
16. "Zielone Świątki" - Alicja Temler
17. "Z tradycją przez cały rok" - Halina Stelmach
18. "Zwyczaje i obrzędy w naszej Rodzinie" - Jadwiga Parzyszek
1. JEST TAKI CZAS
W kalendarzu każdego roku, szczególnie roku liturgicznego, jest czas znamienny dla wszystkich chrześcijan, którzy stanowią zdecydowaną większość naszego społeczeństwa. Nie relacjonują go telewizyjne programy, nie wykorzystują reklamy, nie pokazują sklepowe witryny, eksponując od razu wiosenne bazie, kolorowe pisanki, niekiedy wielkanocnego baranka lub dekoracyjne palmy.
Ten bardzo ważny, choć zupełnie nie medialny czas to okres Wielkiego Postu, poprzedzający bezpośrednio Wielkanoc, czyli święto Zmartwychwstania Pańskiego. Czterdziestodniowy post rozpoczyna się Środą Popielcową, kiedy we wszystkich kościołach kapłani posypują nasze głowy popiołem, wypowiadając znamienne słowa: „prochem jesteś i w proch się obrócisz”, a wierni na czele z organistą śpiewają: „posypmy głowy popiołem”. Zachęcani jesteśmy do postu, modlitwy i jałmużny. Przeważnie wszyscy katolicy rezygnują z jedzenia mięsa w piątki całego roku, szczególnie zaś w Środę Popielcową i w Wielki Piątek. Najbardziej gorliwi wyznawcy Chrystusa (katolicy i prawosławni) zachowują taki post przez wszystkie dni aż do Wielkanocy. Dzieci często umartwiają się, rezygnując z cukierków i innych słodyczy oraz zbierając pieniążki na cele dobroczynne do specjalnych skarbonek, a dorośli powstrzymują się od alkoholu, papierosów, ciasta. Tylko z opowieści swoich rodziców i dziadków wiemy, jak dawniej poszczono. Na początku Wielkiego Postu szorowano garnki, by dokładnie usunąć z nich smak i zapach wszelkich mięs i tłuszczy. Chowano głęboko patelnię, bo nie wolno było smażyć na smalcu, a innego tłuszczu nie znano. Obowiązywał również zakaz spożywania nabiału; jajek, mleka, masła, sera. Ponadto Kościół tradycyjnie od wieków nakazuje: „W czasie zakazanym wesel i zabaw hucznych nie urządzać”.
Niezmiennie w kościołach odprawiane są wielkopostne nabożeństwa; „Droga Krzyżowa” i „Gorzkie Żale”. Również w okresie Wielkiego Postu odbywają się rekolekcje służące nawróceniu poprzez przystąpienie do sakramentu pokuty (obecnie – pojednania) i do sakramentu Eucharystii, jako że każdy katolik powinien „przynajmniej raz w roku spowiadać się i w okresie wielkanocnym Komunię Świętą przyjmować”. Od roku szkolnego 1990/1991, kiedy po wielu latach przywrócono do polskich szkół naukę religii, wprowadzono trzy dni ustawowo wolne od zajęć, by uczniowie swobodnie mogli uczestniczyć w organizowanych dla nich rekolekcjach.
Czasem znamiennym w okresie Wielkiego Postu jest Wielki Tydzień, ostatni przed Wielkanocą. Rozpoczyna się on Niedzielą Palmową, kiedy w naszych kościołach odbywa się święcenie palm, a podczas liturgii czytany jest opis męki pańskiej. Szczególnie podniosłe i uroczyste obrzędy mają miejsce w czasie Triduum Paschalnego. W Wielki Czwartek wielu kapłanów do dziś, na pamiątkę obmycia przez Chrystusa nóg apostołom, symbolicznie myje stopy dwunastu wybranym mężczyznom lub chłopcom. W Wielki Piątek księża nie sprawują Mszy Świętej. Ten dzień śmierci Chrystusa jest przeznaczony na adorację krzyża i grobu pańskiego, a główna uroczystość rozpoczyna się w momencie, kiedy kapłan leży krzyżem przed ołtarzem. Zamiast organów i dzwonków podczas nabożeństwa słychać głos – stukot specjalnych drewnianych kołatek. Bogata liturgia Wielkiej Soboty rozpoczyna się natomiast poświęceniem ognia rozpalonego przed budynkiem kościoła i zapaleniem świecy paschalnej. Potem w świątyni odbywa się również poświęcenie wody. Często rodzice w tym dniu przynoszą swoje dzieci do chrztu. Na koniec rozlega się już radosne „Alleluja”, zwiastujące Zmartwychwstanie, które rozpocznie się nazajutrz uroczystą procesją i rezurekcją. Przez całą Wielką Sobotę wierzący przynoszą do kościoła pięknie udekorowane koszyczki z potrawami do poświęcenia, w których są: jajka, chleb, sól, kawałek kiełbasy, trochę ciasta. Na wielkanocnym stole podczas uroczystego rodzinnego śniadania ta „święconka” zajmuje centralne miejsce i wszyscy uczestnicy dzielą się nią starannie. Nastaje czas ogólnej radości i świętowania.
Zbawienie przyszło przez krzyż,
Ogromna to tajemnica.
Każde cierpienie ma sens,
Prowadzi do pełni życia.
Jeżeli chcesz Mnie naśladować,
To weź swój krzyż na każdy dzień
I chodź ze Mną zbawiać świat
Kolejny już wiek.
Codzienność wiedzie przez Krzyż,
Większy im kochasz goręcej.
Nie musisz ginąć już dziś,
Lecz ukrzyżować swe serce.
Barbara Wilczewska
2. WIELKANOC, czyli UROCZYSTOŚĆ UROCZYSTOŚCI
Solemnitas Solemnitatum, czyli uroczystość uroczystości – tak w VI wieku papież Grzegorz Wielki nazwał Wielkanoc. Święta Wielkanocne - święta Zmartwychwstania Pańskiego - było zawsze dla Polaków, świętami wiary w sprawiedliwość, polskich pragnień w słuszność wysiłków i w nieodwołalny tryumf przekazywanych nam przez pokolenia cnót narodowych.
Dziś dzień Wielkanocny, Chrystus zmartwychwstaje..
Nam, bracia Polaki, przykład a siebie daje..
Jezus był niewinnie przez Żydów męczony,
na krzyżu rozpięty i żółcią pojony –
I nasza Ojczyzna Polska ukochana
jest przez trzy mocarstwa dzisiaj rozebrana,
Także jest niesłusznie, że w kajdanach jęczy,
Moskal naszych braci na Sybirze dręczy,
Jak Chrystus na krzyżu był żółcią pojony,
tak naród polski jest dziś udręczony,
1865 chłopski poeta Walski
Alicja Temler
3. TRADYCJE WIELKOPOSTNE
Cykl wiosennych świąt był poprzedzony postem i pokutą za grzechy. Zaczynano go nie środą popielcową, lecz przedpościem, które zaczynało się w niedzielę starozapustną – między 18 stycznia a 22 lutego. Przedpoście trwało trzy tygodnie. Kolejne niedziele nazywano mięsopustną i zapustną.
Wielki Post trwał sześć i pół tygodnia. Zaczynał się w środę popielcową, która rozpoczynała powszechny okres żalu i pokuty po hucznym i grzesznym karnawale. Dawniej przerywano tańce „ostatkowe” wniesieniem o północy na salę balową żuru i śledzia. Potrawy te stawały się powszechnie obowiązujące, oczywiście nie wśród bogaczy. Wierni – podobnie jak dzisiaj – w środę popielcową sypali głowy popiołem, co miało wyrażać pokorę, a także przypominać, że każdy człowiek „z prochu powstał i w proch się obróci”.
Popiół ten pochodził z ubiegłorocznych palm wielkanocnych, ale krążyły pogłoski, że jest to popiół z ludzi dawno zmarłych – w ten sposób następuje mityczne połączenie świata żywych i umarłych. Symbol ten należy raczej łączyć z koniecznością wiosennego oczyszczenia, które mogło dokonywać się albo przez ogień, albo przez wodę.
Środa popielcowa była jednak nie tylko dniem przypominania o śmierci. W dawnej Polsce swawolono niekiedy w tym dniu ponad zwykłą miarę. Jeszcze za Wazów zawieszano niezamężnym kobietom polano, z którym nieszczęsna musiała chodzić cały dzień. A oto przymówka do niezamężnej:
Lepiej trza było iść leda za chłopinę,
niż w te mięsopusty włóczyć szczepinę.
Podstawową sprawą stało się jednak przestrzeganie postu, który w pobożnych domach był niekiedy bardzo ostry. Nie jadano nie tylko potraw mięsnych, ale starano się unikać również mleka i masła. Najczęściej więc jedzono kaszę z olejem, popijano żurem, gotowano kapustę z grochem, do nie okraszonych ziemniaków podawano śledzia. W poście żądano powstrzymywania się od stosunków seksualnych oraz innych namiętności – picia i palenia. W wielu środowiskach po dzień dzisiejszy wierni nie używają alkoholu przez okres wielkiego postu.
Post nie jest wynalazkiem chrześcijaństwa – Kościół wprowadził ten zwyczaj pod koniec IV wieku. Początkowo Paschę poprzedzały tylko dwa, trzy dni pokuty. Czterdzieści dni pościli prorocy Eliasz i Mojżesz, a potem Jezus Chrystus. Zaczęto więc przedłużać w chrześcijaństwie okres postu przed Wielkanocą.
Ludzie pobożni, szczególnie w okresie średniowiecza, wyznaczali sobie długie okresy postu. Słynny asceta św. Szymon Słupnik (IV/V w.) na wysokim słupie, w malutkiej celi, przeżył 27 lat (!), a św. Aleksy przez 16 lat pędził żywot nędznego żebraka, bo cierpiał dla chwały bożej. Samo wyniszczające praktyki ascetów, na szczęście, nie znalazły wielu naśladowców. Oczywiście, nie wszyscy przestrzegali zaleceń wielkopostnych, np. ludzie ciężko pracujący pozorowali post.
Trudno było wytrzymać przez długie tygodnie Wielkiego Postu bez żadnych rozrywek, więc pozwalano na nie w czasie tzw. półpościa. Młodzież obsypywała wtedy przechodniów popiołem, rzucała pod drzwi sąsiadów gar wypełniony resztkami kaszy i popiołem i wymyślała inne psikusy.
Z półpościem związane było (i jest) topienie Marzanny. Kukła przybrana w damski strój była wleczona na łańcuchu przez wieś, lżona i „gnębiona”, a następnie topiona w rzece lub jeziorze. Kukła symbolizowała zimę i śmierć. Z przebiegiem tej dziwnej ceremonii łączyły się różne przesądy. Po utopieniu Marzanny należało szybko uciekać do domu, zważając na to, by się nie potknąć lub – co gorsze – nie przewrócić. W takim przypadku nieuważnej osobie groziła śmierć, ewentualnie ciężka choroba.
W zależności od regionu, który zamieszkujemy, zwyczaje związane z Wielkim Postem są różnorodne. Szkoda, że obecnie zanikają, szczególnie w aglomeracjach miejskich.
Krystyna Szewczyk
4. PALMOWA NIEDZIELA
Zwyczaj przystrajania rózeg wierzbowych lub leszczynowych o rozwiniętych, czyli po rjest starosłowiański. Słowianie wierzyli, że rózga wierzbowa przedstawia sobą „ognisty pręt boga Pioruna i dlatego każde pole i dom opatrzone godłem tego bóstwa gromu i burzy polecane jest jego opiece, a tym samym wolne od piorunów i nawałnicy”.
Zgodnie ze starymi wierzeniami palmy powinny zawierać gałązkę leszczyny i wierzby, cisu, sosny lub jałowca i winorośli nie powinna zawierać gałązki topoli (osiki). Stara legenda tłumaczy to tak, po śmierci Jezusa, gdy cała przyroda pogrążona była w żalu, sosna rzekła ”On umarł więc na znak żałoby przybiorę ciemny kolor i szukać będę miejsc odludnych”.
Winorośl, usłyszawszy smutne wieści szepnęła: „z żalu pociemnieją moje jagody, a z prasy, w której wyciskać je będą spłynie - Lacrima Christi”. Cis na znak żałoby odezwał się ”On umarł, teraz będę rósł tylko na cmentarzach, a pszczoła pod karą śmierci nie dotknie moich zatrutych kwiatów, ptaki na mych gałęziach śpiewać nie będą”.
Jedynie topola pozostała niewzruszona i rzekła „Cóż mnie to obchodzi On umarł z powodu grzeszników, a ja jestem niewinna i zostanę taką jaka byłam” . I za ten brak uczucia liście topoli skazane zostały na wieczne drżenie.
Polacy zawsze przypisywali palmie właściwości lecznicze i czarodziejskie, dlatego po powrocie z kościoła święconymi palmami chłostano się dla zdrowia.
Orzeźwiona łzami wiary
Wraca w domy ciżba prosta
I jak każe zwyczaj stary
Różdżką wierzby siebie chlasta
„Nie ja biłem, wierzba biła!”
Z niepamiętnych czasów świata
Taki zwyczaj trwa radośnie
I syn ojca, i brat brata
Poświęconą różdżką chlaśnie
Skąd to poszło – nikt nie zbada
Nikt po księgach nie odszuka
Od pradziada do pradziada
Poszedł zwyczaj na prawnuka
Wł. Syrokomla Dni pokuty i Zmartwychwstania.
Drugim zwyczajem jest połykanie pączków gałązki wierzbowej ( bagniątek), co miało zapobiec chorobom gardła, płuc i wszelkim bólom…Mikołaj Rej w Postylli Polskiej mówi „W kwietniową niedzielę kto jagniątka nie połknął, a dębowego Chrystusa nie odprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał”
Alicja Temler
Wg.” Polskie tradycje świąteczne” – Hanna Szymanderska
5. RODZINNE ŚWIĘTOWANIE
Doroczne święta obchodzimy w naszym regionie nadzwyczaj uroczyście. Łączymy je z ciekawymi zwyczajami kultywowanymi od pokoleń. Wielkanoc – święto nadziei, zwycięstwa i radości, przypadające na czas wiosny, budzącej się do życia przyrody – jest oczekiwana przez wszystkich chrześcijan.
W moim rodzinnym domu wasilkowskim przygotowania do Święta Zmartwychwstania Pańskiego rozpoczynały się na długo przed radosną Niedzielą. Babcia, która mieszkała razem z nami, dbała przede wszystkim o potrzeby duchowe domowników: zachowanie postu, udział w nabożeństwach pasyjnych i rekolekcyjnych. Nie pozwalała słuchać muzyki oraz chodzić do kina, dlatego musiałam „wystrzegać się” tych zakazów. Rodzice natomiast, troszcząc się o właściwą oprawę Wielkanocy, musieli myśleć o sprawach materialnych.
Co kilka lat należało odświeżyć wnętrze domu, więc wynoszono meble, żeby swobodnie tapetować pokoje i malować podłogi. Istne trzęsienie ziemi! Nawet ja, będąc niesfornym dzieckiem, czułam się zagubiona w tym rozgardiaszu.
Ledwie zakończono gruntowne porządki, już należało rozpocząć przygotowanie jadła. Na wielu podwórzach w Wasilkowie rozpoczynało się świniobicie. Prosiaczki, utuczone przez skrzętne gospodynie, poszły pod nóż, bez protestu ekologów(!).mięso w solance – słynne pływające jajko – musiały odleżeć dosyć długo, a potem wymoczone i skrępowane sznurkami trafiały do wędzarni - „samodziełki”.
Przed Niedzielą Palmową rodzice jechali do Białegostoku po zakupy, gdyż sklepy w Wasilkowie nie były dobrze zaopatrzone w towary. Po powrocie musieli schować upominki i słodycze, bo moja ciekawość przekraczała granice dobrego wychowania.
W Niedzielę Palmową tata budził domowników wierzbową witką, mówiąc: Wierzba bije, nie zabije. Wstawajcie, do kościoła się wybierajcie. Zazwyczaj babcia niosła do poświęcenia przystrojoną palmę. Wszyscy odświętnie ubrani szli do kościoła, szczególnie dzieci lubiły sie chwalić nowymi butami lub niedawno uszytym płaszczykiem.
Wielki Tydzień upływał w ferworze ostatecznych przygotowań do radosnych Świąt. Pieczenie serników, mazurków, babek... i „wieczne zmartwienie” mamy, czy chociaż będą udane. Tata, jako specjalista od mięs, piekł specjalnie przyprawioną „kulszę” cielęcą (tego cudownego smaku nie zapomnę nigdy), odparzał szynkę, gotował bigos... Jajka barwiliśmy w cebulniku, następnie wyskrobywaliśmy wzorki. Prawdziwe pisanki nauczyłam się robić trochę później – pszczeli wosk, szpileczka krawiecka i kopiowy ołówek czyniły cuda.
Oczywiście należało uczestniczyć w nabożeństwach w drugiej połowie Wielkiego Tygodnia. Kościół parafialny w Wasilkowie, do lat 60-ych jedyny w miasteczku, ledwie pomieścił wiernych. W Wielką Sobotę niosłam pięknie przybrany koszyczek z wiktuałami do święcenia.
Wreszcie oczekiwany pierwszy dzień Wielkanocy! Najtrudniej wstawało się raniutko, aby zdążyć na rezurekcję. Po powrocie z kościoła zastawiano stół pachnącymi potrawami i zasiadano do świątecznego śniadania. Po podzieleniu się święconym jajkiem wreszcie można było jeść mięsko. Co za ulga! Podczas świąt odwiedzano się wzajemnie. Ciocie, wujkowie i znajomi chętnie przybywali w gości i zapraszali do siebie. Przy suto zastawionych stołach długo biesiadowano w radosnej atmosferze.
Drugiego dnia Świat Wielkanocnych dzieci chodziły po „wołoczebno” do swoich rodziców chrzestnych. Dostawały pisanki, słodycze i pieniądze. Moi rodzice mieli kilkanaścioro „chrześniaków”, którym należało zapełnić koszyczki.
Lany poniedziałek nie był w Wasilkowie obfity w wodę, mieliśmy jej pod dostatkiem w Supraśli. Tata, zawsze skory do żartów, „podlewał” nas w łóżkach.
Wiele przygotowań i już po świętach! Pora wracać do codziennych obowiązków. Chwila zastanowienia – Po co tyle jedzenia? Co teraz z tym robić? Jednak kolejne święta znowu będziemy przygotowywać z wielką gorliwością, hołdując zasadzie: Zastaw się, a postaw się. Zamiast prawdziwej odnowy duchowej, staropolskie objadanie się towarzyszy polskim świętom nadal.
Krystyna Szewczyk
6. W ŚWIĄTECZNYM KOSZYCZKU
Święcenie pokarmów w Wielką Sobotę to zwyczaj sięgający korzeniami wczesnego średniowiecza. Nie wiadomo dokładnie, kiedy pojawił się w Polsce.
Dawniej pokarmy święcono na dworach szlacheckich, dopiero później obrzęd ten przeniesiono do kościołów. W różnych regionach w kościele odbywa się to inaczej. Pochodzę z Mazowsza. Pamiętam tę uroczystość – przed kościołem stał stół nakryty białym obrusem, wierni stawiali koszyczki, a gdy stół był już zastawiony, ksiądz dokonywał święcenia (o dziwo – zawsze świeciło słońce). W Białymstoku wierni stawiają koszyczki na podłodze, a ksiądz święci je co pół godziny.
Początkowo święcono tylko samego baranka upieczonego z chlebowego ciasta. Potem dokładano kolejne produkty, aż w pewnym momencie święcono właściwie wszystkie potrawy trafiające na wielkanocne stoły.
Święconka, zgodnie z tradycją, powinna zawierać:
Kawałek chleba – symbol ciała Jezusa i pamiątka Ostatniej Wieczerzy, owoc ciężkiej pracy człowieka. Według niektórych ludowych wierzeń – symbol dobrobytu. Przypomina też o cudzie rozmnożenia chleba, którego Chrystus dokonał na pustkowiu.
Sól i pieprz – sól przypomina, że chrześcijanie są „solą tej ziemi”. Według ludowych wierzeń chroni od zła, jest symbolem oczyszczenia oraz prawdy. Pieprz przypomina gorycz męki Chrystusa (podobne znaczenie ma chrzan). Jest to symbol krzepy, chroni też potrawy przed zepsuciem.
Jajko – symbol nowego życia i płodności. Tradycyjne wielkanocne śniadanie rozpoczyna się od podzielenia się święconym jajkiem.
Wędlina – najczęściej kawałek kiełbasy lub mała szynka. Przypomina baranka paschalnego, którego Chrystus i apostołowie spożyli w czasie Ostatniej Wieczerzy. Jest to symbol zamożności rodziny.
Baranek – najczęściej z czerwoną chorągiewką ze słowami „Alleluja”. To symbol zmartwychwstania Chrystusa i triumfu życia nad śmiercią.
Zieleń – symbolizuje radość.
Ciasto – najczęściej wielkanocna babka, która ma zapewnić domowi dostatek. Jest to symbol umiejętności i doskonałości. Musi być własnoręcznie upieczone.
Koszyk – najczęściej wiklinowy lub wypleciony ze słomy, przystraja się białą serwetką i gałązkami zielonego bukszpanu, ewentualnie borówki lub barwinka.
Maria Wójcicka
7. TRADYCJE WIELKANOCNE
Okres początku wiosny łączył się w przekonaniach naszych przodków z tajemnicą śmierci i zmartwychwstania – ożywanie przyrody, odradzanie się do nowego życia uważano za cud.
Starożytni Grecy wielbili boga winnej latorośli – Dionizosa, ponieważ nauczył ich uprawy winorośli, zmieniał wodę w wino, a także czynił inne cuda. Święta ku jego czci obchodzono na wiosnę, radując się i pijąc wino. Podobne misteria odbywano w Persji na cześć Mitry – boga słońca, roślinności i urodzaju. Żydzi obchodzili wiosenne święta na początku żniw, podczas których jedzono przaśne placki.
Chrześcijanie przejęli wiele tradycji poprzedników i w ciągu drugiego i trzeciego wieku zaczęto świętować Wielkanoc, poprzedzoną postem i pokutą za grzechy.
Wielki Tydzień rozpoczynał się Niedzielą Palmową, w Polsce nazywaną kwietną lub wierzbną, z racji sporządzania palm z witek wierzby, gałązek bukszpanu lub papierowych kwiatów, suszonych ziół, wstążek. Po poświęceniu w kościele gałązki palm zatykano za święte obrazy wierząc, że ochronią dom przed piorunami czy zarazą. Należało połknąć wierzbowego „kotka”, żeby nie chorować.
Bogata liturgia kościelna w Wielkim Tygodniu przekazywała cały dramat męki Chrystusa. W wielu świątyniach wystawiano widowiska misteryjne, do dziś przetrwała ta tradycja w Kalwarii Zebrzydowskiej.
W Wielki Piątek nie odprawiano Mszy Św., przygotowywano w kościołach groby Jezusa Chrystusa. Podczas odwiedzin grobów trwała kwesta, a dawniej przy tacach siedziały wytworne damy (Izabela Łęcka z hrabiną Karolową, bohaterki „Lalki” B. Prusa). Groby wielkanocne mają w Polsce szczególną tradycję, związaną z drugą wojną światową i czasami „Solidarności” – oprawa plastyczna eksponowała historię narodu.
W Wielką Sobotę poświęcano ogień i wodę na znak oczyszczenia. Wierni przynosili do kościoła „święcone” w koszyczkach – jaja na twardo, sól, chleb, kawałek kiełbasy …
Wszyscy z niecierpliwością jednak czekali na wielkanocne smakołyki, które przygotowywano w Wielkim Tygodniu – wielkie gotowanie, smażenie i pieczenie odbywało się w wielu domach.
Msza rezurekcyjna łączyła wiernych. Wielkanocny nastrój świtu niedzielnego udzielał się wszystkim, dźwięk dzwonów, których ton poruszał nawet najbardziej zatwardziałe serca i podobno odstraszał złe moce, otwierał drogę prawdziwej wiośnie.
Po rezurekcji zaczynano świąteczne obżarstwo. Jaja na twardo, które spożywano, są symbolem życia. Zwyczaj malowania jajek na kolorowo – pisanki, przetrwał do dziś. Urządzano konkursy zręcznościowe, takie jak toczenie („kaczanie”) jaj do celu czy uderzanie nimi o siebie. Kraszanki powstawały dzięki barwnikom naturalnym z ziół, łupin cebuli czy soku drzew.
Drugi dzień świąt związany był z wzajemnym oblewaniem się wodą. Obyczaj ten należy łączyć z wiosennym oczyszczeniem. Szczególnie gorliwie oblewano dziewczyny, czasem wrzucając je do lodowatej wody w sadzawce. Dyngus od dawna znany był w mieście i obecnie obawiamy się oblania wodą.
Wiosenne święta w Polsce mają bogatą tradycję. Chętnie akceptujemy stare i nowe obyczaje, ponieważ cieszymy się wiosną, porządkami w naszych domach, które czyste i otwarte czekają na Wielkanoc obchodzoną zgodnie z naszymi przekonaniami religijnymi.
Krystyna Szewczyk
Tradycja świętowania w okresie wiosennym istnieje od bardzo dawnych czasów. Nasi przodkowie składali ofiary, aby pobudzić przyrodę do życia po zimie. Często miały one charakter krwawy – zabijano dzielnych współplemieńców, jeńców, dzieci, wreszcie zwierzęta. Jeszcze w czasach chrześcijańskich kropiono pola świeżą krwią wierząc, że dobre moce nie dadzą urodzaju, a ludziom zagrozi głód. Do tego celu używano krwi czarnego koguta, barana lub kota.
8. O JAJKACH WIELKANOCNYCH
W dawnych czasach, szczególnie na wsiach, było wiele różnych zwyczajów i przesadów związanych z jajkami poświęconymi przed Świętami Wielkanocnymi. Oto niektóre z tych obyczajów:
§ Rzucano jajkiem daleko w pole. Kto dalej rzucił, tego zboże miało być lepsze i lepiej plonować.
§ Rzucenie jajkiem przez dom miało zabezpieczyć przed uderzeniem pioruna.
§ Rzucenie jajkiem w płomień miało ugasić pożar.
§ Dotykanie jajkiem ludzi, zwierząt i drzew zapewniało wszystkim zdrowie, płodność i obfite plony.
§ Zakopanie skorup z poświęconych jajek przed progiem domu chroniło przed myszami.
§ Rzucanie skorup po kątach odstraszało wszelkie robactwo.
§ Dawanie skorup bydłu miało zabezpieczyć je przed urokami.
§ Dawanie łupin kurom powodowało, że lepiej się niosły (wapń), a dawanie choremu człowiekowi zapewniało szybsze wyzdrowienie.
§ Dawanie skorupek zdrowemu człowiekowi zabezpieczało przed urokami.
§ Wieszanie skorupek jaj w ogrodzie chroniło przed czarami.
§ Polanie progu domu wodą, w której gotowały się jajka na wielkanocny stół, zabezpieczało przed urokami rzucanymi przez czarownice.
§ Jajko położone pod drzewo owocowe chroniło je przed szkodnikami.
§ Noworodki kąpano w wodzie, do której wkładano jajko, miało to zapewnić temu dziecku szczęście i bogactwo.
§ Panna mogła zyskać na urodzie, jeżeli umyła twarz wodą, w której gotowały się jajka przeznaczone do święcenia.
§ Nie wolno było wyrzucać skorupek po święconych jajkach, należało je spalić w piecu.
Znany jest w dalszym ciągu zwyczaj noszenia pisanek na groby cmentarne, aby podzielić się jajkiem z duchami zmarłych bliskich osób. Osobiście widziałem , będąc na cmentarzu jeszcze w ubiegłym roku, że na niektórych płytach grobowych leżały pisanki.
Na Białorusi jeszcze obecnie ludzie chodzą na cmentarz i ucztują przy grobie zmarłego przodka. Układają jajka, a potem pierwszy kieliszek wódki wylewają na grób, następnie piją sami. Opowiadał mi o tym kolega, który był w ubiegłym roku na Białorusi i brał udział w takiej, powiedzmy, uroczystości.
Jajka i pisanki nie są symbolem wyłącznie wielkanocnym. W wielu polskich domach ozdobione jajka wiesza się również na choince na święto Bożego Narodzenia. Jest to odzwierciedlenie uniwersalnej idei, że jajko jest „początkiem stworzenia się, początkiem rozwoju, jest symbolem pomyślności i powodzenia”.
Dzisiaj robi się różne pisanki, kraszanki, naklejanki, stosując czasami prastare wzory i motywy. Ale obecnie służą one przeważnie do zabawy, jak na przykład taczanie jajek, najlepiej z dachówki, tylko skąd ją dzisiaj wziąć na osiedlu bloków pokrywanych eternitem czy papą. W zabawie taczania jajek kto trafił w jajko przeciwnika, zabierał trafione jajko.
Gra się również na wybitki. Polega to na uderzeniu czubkiem jajka w czubek jajka przeciwnika. Czyje jajko było mocniejsze, ten zabierał jajko pobite. Pamiętam, jak w młodości spotykaliśmy się na cmentarzu farnym; na alejce przy murze odgradzającym cmentarz żydowski i tam graliśmy na wybitki. Ale zdarzały się również oszukaństwa polegające na tym, że robiono wydmuszki i wypełniano je smołą, woskiem lub jeszcze innymi substancjami, a potem zdobiono jak normalną pisankę. Jednak posiadacz takiego oszukańczego jajka biedny był po jego zdemaskowaniu, jak to się mówi popularnie, dostawał w kość przeogromnie.
Na zakończenie krótki wierszyk o jajku:
Jajka też marzenia mają,
Tak do kury rzekło jajo:
Trudno walczyć mi z naturą,
Kiedyś będę zwykłą kurą,
Choć się chciało na śniadanko
Wielkanocną być pisanką.
Antoni Choroszucha
9. PISANKI, MALOWANKI, KRASZANKI …
Od setek lat JAJKO uważano za siłę pokonującą złe duchy. Wiara w tę siłę sprawiła, że używano jajek jako kamienia węgielnego przy zakładaniu nowych miast, wielkich budowli (np. Kościół Mariacki), przy budowie nowych domów. W kulcie zmarłych, po uczcie dziewiątego dnia, zamykającej okres żałoby, wkładano jajka do grobów, aby oczyścić zmarłych od wszelkich nieprawości.
Jajko było ważnym symbolem w obrzędach związanych z hodowlą zwierząt. Na wiosnę, gdy pierwszy raz wyprowadzano bydło na pole, na progu stajni czy obory kładziono jajko, które po przejściu stada oddawano biednym z prośbą o modlitwy. Po grzbiecie każdej sztuki bydła toczono jajko po to, aby konie, krowy, owce stały się „krągłe jak jajko”.
W wielu starych legendach i podaniach odnajdujemy wiedzę o początkach malowania jajek. Podanie greckie z X w. mówi, że zwyczaj malowania jajek wielkanocnych wprowadziła święta Magdalena. Ponoć, prosząc Heroda, aby ulitował się nad Jezusem, podarowała władcy kilka malowanych jajek. Ta opowieść zapoczątkowała przekonanie, że wyłącznie dziewczęta powinny malować jajka, a najładniejsze ofiarowywać swoim chłopcom, aby zjednać ich miłość.
Zwyczaj malowania jajek trwa do dziś i łączy się z różnymi zwyczajami. To pisankami właśnie dygują się (wykupują) dziewczęta przed oblewaniem w Wielkanocny Poniedziałek, to z nimi wiąże się wiele świątecznych zabaw i gier, np. najpopularniejsza z nich – WALATKA – uderzenie pisanką o pisankę. Niegdyś ten, kto stłukł pisankę przeciwnika, wygrywał cały jego zapas. Inną pisankową grą była tzw. BURDA, polegająca na rzucaniu do siebie jajek. Kto złapał – zatrzymywał pisankę przeciwnika, kto stłukł – oddawał jedną ze swoich. W niektórych miejscowościach urządzano zawody przerzucania pisanek przez dach kościoła lub chaty.
Pisanki były ulubionym podarunkiem wielkanocnym. Ofiarowywano je w dowód przyjaźni najbliższym i przyjaciołom, bowiem pięknie zdobione jajka symbolizowały dobre życzenia i serdeczne uczucia.
Nazwy zdobionych jajek wielkanocnych zależą od sposobu, w jaki zostały wykonane. Kraszanki, malowanki, byczki, ałunki, hałunki to jajka pomalowane na jeden kolor. Jeżeli na jednolitym tle był wyskrobany deseń – takie jajka zwano rysowanką lub skrobanką. Pisankami lub piskami nazywano jajka malowane na jeden kolor lub kilka z białym wzorem; najpierw pokrywano je pszczelim woskiem (za pomocą kostki lub szpileczki krawieckiej), a następnie wkładano do barwników. Zależnie od lokalnego obyczaju używano różnorodnych wywarów nadających jajkom piękne kolory np. z łupin cebuli, z kwiatów jaskrów polnych, z widłaka i trawy, z kory dębowej, młodych jabłoni i olchy, z liści pokrzywy lub barwinka … Ponadto do barwienia jajek używano farbki do bielizny, atramentu, kawy, cynamonu czy kopiowego ołówka.
Niegdyś symbolicznie określano barwy pisanek. Kolor fioletowy lub niebieski oznaczał żałobę wielkopostną. Barwy żółte, zielone i różowe wyrażały radość ze zmartwychwstania Chrystusa, a czerwona – krew Zbawiciela przelaną za grzechy.
Zależnie od rysunku wykonanego na jajku pisanki nosiły jeszcze własne nazwy: w sosenki, jabłuszka, topolki, dzwoneczki, koguciki, kurze łapki … Z biegiem lat wprowadzano nowe techniki zdobienia jajek wielkanocnych np. oklejanie skrawkami materiałów, nalepianie wzorów, malowanie pędzelkiem ...
Cały ogromny dział etnografii poświęcono badaniom tej bogatej dziedziny folkloru. Na Podlasiu w Ciechanowcu (SKANSEN) założono muzeum poświęcone PISANKOM WIELKANOCNYM.
Krystyna Szewczyk
10. Polskie tradycje… śmigus – dyngus
„Staropolski to obyczaj, żebyś wiedział i nie krzyczał,
gdy w Wielkanoc, w drugie święto, będziesz kurtkę miał zmokniętą”
Pierwsze udokumentowane wzmianki o zwyczajach śmigusowo - dyngusowych w Polsce datuje się na XV w. Początkowo uważano ten zwyczaj za pogański, jednak po wielu latach przyjęto jako jedną z tradycji wielkanocnych. I trwa do dziś, w nieco innej formie.
Kroniki podają, że „dyngus” i „śmigus” były odrębnymi zwyczajami, które z czasem splotły się w jeden. Śmigus polegał na symbolicznym biciu (smaganiu) witkami wierzby po nogach dziewczyn, przedtem obficie je polewając. Celem tego było oczyszczenie się z brudu i przygotowanie duszy do wiosny. Dyngus w jęz. słowiańskim nosił nazwę „włóczebny”. Ważnym elementem dyngusa była kwesta. Grupy młodzieży (przeważnie chłopców) chodziły po wsi, wypraszając okup (w jęz. niem. dingen), np. jajka lub smakołyki ze świątecznego stołu. Przy okazji lała się obficie woda. Często wędrowcy przebierali się w dziwaczne stroje ze słomy.
W Polsce centralnej i na Śląsku na „włóczebne” wyruszano z kurkiem dyngusowym. Był to początkowo żywy kogut nakarmiony ziarnem nasączonym spirytusem (po to, aby nie uciekał, ale głośno piał), potem – ptak zrobiony z gliny albo z ciasta, przybrany piórami. Kogucika umieszczano na czerwonym wózku, pięknie ozdobionym świecidełkami, kolorowymi wstążkami. Symbolizował męską siłę i płodność. Zapewniał domostwu, które odwiedzał, miłość, a także zdrowe i liczne potomstwo. Było przy tym dużo hałasu, żartobliwych piosenek i oblewania się wodą.
Zwyczaj ten szybko przeniósł się na salony. I zabawa trwała…
„Oblewali się rozmaitym sposobem. Amanci dystyngowani, chcąc na swych amantkach tę ceremonię odprawić bez przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręce, a najwięcej po gorsie, małą jakąś sikawką albo flaszeczką(…) Mniej dystyngowani oblewali damy prostą wodą, chlustając garnkami, szklanicami, dużymi sikawkami prosto w twarz lub od nóg do góry. A gdy się kompania rozswawoliła, lali jedni drugich, lokaje i hajducy donosili cebrami wody. Wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu. Stoły, stołki, kanapy, łóżka, wszystko to było zmoczone, a podłogi – jak stawy – wodą zalane. Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami.” *
Ciekawostką jest, że istniała dawniej tradycja osobnego dyngusa dla kobiet i mężczyzn. W wielkanocny poniedziałek polewała młodzież męska, natomiast w kolejne dni, aż do Zielonych Świątek, mogły polewać kobiety.
Lubimy tradycje, ale cieszmy się, że w naszych czasach ta bezkarna „zabawa z wodą” tylko raz w roku i tylko w jednym dniu.
Łarysa Karpiuk
*J.Kitowicz „Opis obyczajów za panowania Augusta III”
11. W OCZEKIWANIU NA BOŻE NARODZENIE
Wszyscy mamy w pamięci święta Bożego Narodzenia z lat naszego dzieciństwa – śnieżne zimy, pachnące lasem choinki, ustawione w pokoju na honorowym miejscu, iskrzące się wówczas od świeczek i zimnych ogni. Stawaliśmy z nosami przylepionymi do szyby okiennej, wyczekując niecierpliwie pierwszej gwiazdki na granatowym niebie. A potem zasiadaliśmy do uroczystej Wigilii w towarzystwie naszych bliskich. Mimo suto zastawionego stołu myśleliśmy o prezentach złożonych przez św. Mikołaja pod świątecznym drzewkiem. Każdy z nas chowa głęboko w sercu taki obraz, który przywołuje grono najbliższych, dawno już nie żyjących ludzi.
I czemuż ten, co śnieg stworzył i gwiazdy lepi z niego,
architekt snów i diamentów, w warsztatach swoich niebieskich,
nie zrobi z mojego życia gwiazdy zamiast śniegu,
zdobiąc je równie misternie w ostrza, gałązki i kreski?
Maria Pawlikowska – Jasnorzewska
Boże Narodzenie to święta prawdziwie rodzinne. Dlatego pokonujemy wszelkie przeszkody, np. dalekie podróże, aby wieczerzę wigilijną spożywać w gronie najbliższych osób. Inny charakter mają kolejne dwa dni Świąt. Łączą się one z obficie zakrapianymi spotkaniami rodzinnymi i towarzyskimi. W związku z tym ogarnia nas prawdziwy szał przedświątecznych zakupów, ponieważ uwielbiamy bogato zastawione stoły, na których nie może zabraknąć ani ryb, ani mięsiwa, ani wreszcie smakowitych ciast.
Komu Hosanna nucą aniołowie
gwiazdę trzymając na sosnowym kiju
wąsaty ojciec rdzennie polską mową
przetyka zbożem rosochatą gruszę
Sękaty Józef Pszeniczna Maryja
Razowy Józef kromkę chleba trzyma
i błogosławi – łamiąc mówi – Jedzcie –
Eugeniusz Szulborski
Huczne obchodzenie Bożego Narodzenia ma bardzo długą tradycję. Chrześcijańskie obchody Świąt powstały w IV w. n. e., ale ludzie od niepamiętnych czasów gromadzili się na rodzinne święta w okresie zamierania przyrody na czas zimy. Gody albo Świątki – dawniej tak nazywano Boże Narodzenie – były obrzędami kończącymi rok. Zgodnie z tradycją religijną oczekiwano przyjścia na świat Bożego Dzieciątka, narodzonego w ubogiej szopie betlejemskiej, które pobłogosławi nas i „ojczyznę miłą”.
Pan Jezus drży w kolebce, śród zimy urodzony;
czuwa trwożnie nad dzieciątkiem tłum aniołów schylony;
Maryja
jak lilija
giezłem dziecko owija.
Jeden anioł liczy minuty,
drugi anioł do niego przykuty,
trzeci hymn wesoły poczyna,
że to pierwsza wieków godzina
ludziom w darze
na zegarze
od Bożego Syna.
Od światła, od gwiazd, od śniegu biją blaski.
Daj ogrzać synaczka, Maryja pełna łaski. (…)
Kazimiera Iłłakowiczówna
Niebawem kolejne Boże Narodzenie w życiu każdego chrześcijanina. Przygotujmy się do Świąt godnie, rodzinnie, nie zapomnijmy o pięknej polskiej tradycji – uroczystej Wigilii, Pasterce, rozświetlonej choince, a na pewno zasłużymy na wiele łask od Bożego Syna, który przyszedł na świat, by nieść pomoc potrzebującym wsparcia.
Krystyna Szewczyk
12. Podlaskie chrześcijańskie Wigilie
Tradycja służy zachowaniu porządku świata. Jeśli ją złamiemy, świat się skończy.
P. Coelho
Chrześcijańskie obchody Bożego Narodzenia powstały w IV wieku naszej ery. Ludzie gromadzili się na rodzinne święta właśnie wtedy, gdy cała przyroda zamiera na czas zimy, gdy noc jest najdłuższa, a dzień najkrótszy i zbiory są już w stodole, spiżarni i piwnicy. Miło wtedy zasiąść w licznym gronie przy obficie zastawionym stole z racji uroczystej wieczerzy.
Współczesna Wigilia, zgodnie z tradycją chrześcijańską, nawiązuje do spotkania Chrystusa z apostołami w wieczerniku. To kontynuacja tradycyjnych uczt domowych naszych przodków. Od niepamiętnych czasów jadłospis Wigilii składał się z darów lasu, pola, ogrodu i wody. Dlatego podawano wyłącznie ryby, potrawy z ziarna, mąki, kaszy, grzybów, świeżych i suszonych owoców, miodu i orzechów. Starym zwyczajem, jeszcze z czasów pogańskich, było zostawianie wolnego miejsca przy stole podczas uroczystej wieczerzy.
W domach współczesnych wyznawców religii katolickiej poczesne miejsce na wigilijnym stole przykrytym białym obrusem, pod którym rozłożono siano, zajmuje opłatek. Dzielą się nim zebrani, składając sobie życzenia wielu łask Bożych i wszelkiej pomyślności.
Ważną potrawą jest kutia, przyrządzana z pęczaku, ryżu lub ziarna z dodatkiem miodu, maku i bakalii. W dawnych czasach gospodarz podrzucał łyżkę kutii aż do sufitu, aby z liczby przylepionych na nim ziaren wróżyć o urodzaju w przyszłym roku.
Podaje się również zupę grzybową oraz różne rodzaje klusek, np. pyszne łazanki z makiem, a także pierożki z grzybami lub makiem.
Spośród potraw wigilijnych szczególnie preferowane są ryby. Karp w galarecie, po żydowsku, czy smażony musi obowiązkowo znaleźć się na stole podczas uroczystej wieczerzy. Gospodynie nie zapominają o innych gatunkach ryb (dorsz, pstrąg, sandacz …) i przyrządzają je w jarzynach, pomidorach oraz smażą otoczone w cieście.
Bardzo ważne i popularne są potrawy ze śledzi. Ileż to rodzajów zobaczymy na stołach w naszych domach. Najczęściej spożywane podczas Wigilii to śledzie w oleju i occie z cebulą. Coraz bardziej „modne” są śledzie „pod pierzynką” – z ziołami i czosnkiem, z rodzynkami w pomidorach z grzybami i korniszonami, z jabłkiem, cebulką i majonezem … można wymieniać bardzo długo. Ponadto śledzie w winie i różnorodnych sosach, na zimno i na gorąco oraz przysmaki śledziowe, np. sałatka tradycyjna lub śląska.
Często menu wigilijne wzbogacają kapusta z grzybami i ziemniaki. W wielu domach podaje się sałatki warzywne.
Na zakończenie wieczerzy serwuje się ciasta i ciasteczka, najczęściej z dodatkiem maku i miodu. Pyszne makowce, miodowniki oraz makagigi są uwieńczeniem Wigilii. Oczywiście, gospodynie nie zapominają o przygotowaniu kompotu z suszonych owoców oraz kisielu żurawinowego.
Wyznawcy prawosławia Wigilię obchodzą według kalendarza juliańskiego; wypada to zawsze szóstego stycznia. W tym dniu w godzinach popołudniowych w cerkwiach odprawiane są uroczyste wieczernie, po których, po całonocnym czuwaniu, podczas mszy zwanej „jutrznią” rozbrzmiewają radosne kolędy. W tradycji prawosławnej święto Bożego Narodzenia poprzedza czterdziestodniowy post, szczególnie ściśle przestrzegany przez pięć ostatnich dni przed Wigilią. A w tym dniu najwytrwalsi powstrzymują się od jedzenia cały dzień, aż do rozpoczęcia uroczystej wieczerzy. Ten wyjątkowy wieczór spędza się w gronie najbliższych, przed rodzinną ikoną i przy pięknie przystrojonej choince. Rodzina skupia się przy stole nakrytym białym obrusem, pod którym obowiązkowo trochę siana. Nad stołem zawiesza się kłosy zboża – znak urodzaju. Wieczór wigilijny rozpoczyna się od dzielenia się prosforą (przaśny chlebek z mąki, drożdży i wody), którą wierni przynoszą z cerkwi. Prosfora to z języka greckiego: ofiara. Tradycja nakazuje, by na stole znalazła się kutia z pszenicy, maku i miodu. Kolacja wigilijna składa się z dwunastu postnych dań. Są to potrawy z ryb, kompot z suszonych owoców, potrawy z grzybów, kisiel z owsa, smażone na oleju placki. Musi być chleb – symbol pożywienia, czosnek – symbol zdrowia, sól – znak obfitości i miód – wróżba powodzenia ze względu na jego słodycz. Wszystkich obdarowuje się prezentami i wspólnie śpiewa się kolędy.
Po całonocnym nabożeństwie i po krótkim odpoczynku w pierwszym dniu świąt – uroczyste śniadanie. Bardzo obfite w potrawy mięsne, ciasta i różne smakołyki, według pomysłu i możliwości gospodarzy. Dni świąteczne to czas rodzinnych odwiedzin i kolędowania.
Prawosławni Boże Narodzenie świętują przez trzy dni. Pierwszego dnia wspominają narodzenie Chrystusa, drugiego – życie Matki Boskiej, a trzeciego – pierwszego męczennika, św. Szczepana.
W domu katolickim czy prawosławnym widać, że Podlasie słynie z umiłowania tradycji i wielkiej gościnności, dlatego stoły podczas uroczystej wieczerzy uginają się od smakowitego jadła.
Krystyna Szewczyk i Łarysa Karpiuk
13. BOŻE NARODZENIE
Dla każdego z nas święta to czas szczególny. To nie tylko wspomnienie ważnego wydarzenia religijnego, ale także czas odpoczynku, spotkań z bliskimi i rodziną. Coraz częściej święta stają się ucieczką od codzienności, czasem wyciszenia i refleksji. W większości krajów o tradycji chrześcijańskiej zaczynają się one wieczerzą wigilijną tj. dnia 24 grudnia, która jest czasem radosnego oczekiwania na narodziny Jezusa. Okres poprzedzający Narodzenie Pańskie nazywany jest Adwentem i trwa cztery tygodnie.
Podczas Wigilii gromadzimy się całymi rodzinami w oczekiwaniu na pierwszą gwiazdkę. Przed północą wierni licznie udają się do kościołów, gdzie o północy celebrowana jest uroczysta msza święta zwana Pasterką, która jest wspomnieniem oczekiwania pasterzy na narodzenie Dzieciątka. 25 grudnia jest więc jednym z najradośniejszych świąt w tradycji chrześcijańskiej. Wszystkie kościoły są przepięknie przystrojone, celebrujący msze ubrani są w białe szaty liturgiczne, a nawy kościelne wypełnia śpiew kolęd. Dawniej, podczas dnia Bożego Narodzenia odprawiane były trzy msze święte: pasterka, msza poranna i msza popołudniowa. Obecnie w kościołach katolickich obowiązuje niedzielny porządek mszy świętych, za wyjątkiem Pasterki która odprawiana jest o północy.
W dzień Bożego Narodzenia obdarzamy się wzajemnie życzliwością i miłością oraz składamy sobie najserdeczniejsze życzenia. Ze składaniem życzeń nieodłącznie związana jest tradycja wysyłania kartek świątecznych. Popularnym zwyczajem jest również wysyłanie wraz z nimi białego opłatka, którym nie możemy połamać się osobiście.
Podobnie jak i w Polsce, tak i na całym świecie, ze świętami Bożego Narodzenia nieodłącznie związane są szopki, choinka, śpiewanie kolęd i wręczanie prezentów. W każdym kraju świętuje się je bardzo uroczyście, spędzając czas z rodziną i bliskimi. W krajach, gdzie wieczór wigilijny nie odgrywa aż tak wielkiego znaczenia, najważniejszym dniem jest dzień Bożego Narodzenia. W tym też dniu spożywa się uroczysty obiad, podczas którego podaje się tradycyjne dla regionu potrawy np.: na Wyspach Brytyjskich to nadziewany, pieczony indyk, świąteczny pudding oraz mince pie (farsz mięsny zapiekany w cieście), w Niemczech kiełbaski, we Francji pieczona gęś i owoce morza, a w Danii pieczona kaczka.
Bez względu na to gdzie są święta obchodzone, zawsze wywołują wiele pozytywnych emocji i jednoczą ludzi.
W drugi dzień świąt tj. 26 grudnia, m.in. w Polsce, obchodzone jest wspomnienie pierwszego męczennika - świętego Szczepana. Został on ukamienowany przez zwolenników Szawła, gdyż nie chciał wyprzeć się wiary w boskość Jezusa. W dniu tym zachowuje się niedzielny porządek mszy świętych. W czasach Polski Ludowej, na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana, praktykowano zwyczaj obsypywania księdza owsem tuż po mszy świętej. Z dniem tym związane jest także wiele przysłów takich jak: „Jaka pogoda w Szczepana panuje, taka na luty nam się szykuje”; „Na świętego Szczepana bywa błoto po kolana”; czy „Jak przymrozi na Szczepana, będzie wiosna od Damiana”.
Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem
A u żłobka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta,
Nad Dzieciątka snem.
Nad Dzieciątka snem.
Paca nokt', sankta nokt',
Tremas ŝafistoj pro la vid';
Gloro fluas en fora ĉiel';
"Haleluj'" kantas ĉiu anĝel',
"Venis Kris', la Savanto,
Venis sanktega hel'!"
Silent night, holy night
Son of God, love's pure light
Radiant beams from Thy holy face
With the dawn of redeeming grace
Jesus, Lord at Thy birth
Jesus, Lord at Thy birth
Stille Nacht! Heilige Nacht!
Wo sich heut alle Macht
Väterlicher Liebe ergoß
Und als Bruder huldvoll umschloß
Jesus die Völker der Welt,
Jesus die Völker der Welt.
Maria Wójcicka
| | Meczet w Bohonikach | Meczet w Kruszynianach |
14. Muzułmańskie święta na Podlasiu
Święta dla muzułmanów polskich są ważnym elementem ich integracji. Stanowią doskonałą okazję do spotkań rodzinnych oraz odświeżania znajomości. Jednak święta te nie mają jedynie towarzyskiego charakteru. Główny nacisk kierowany jest sferę religijną i duchową. Podniosła atmosfera świąt skłania do zadumy i refleksji. Zmusza do zastanowienia się nad własnym postępowaniem oraz zbliża do Boga. Święta dla polskich muzułmanów mają ogromną wartość emocjonalną.
Uroczystości świąteczne odbywają się we wszystkich meczetach, centrach muzułmańskich oraz domach modlitw. Na Podlasiu najwięcej muzułmanów – Tatarów w tych dniach można spotkać w meczetach w Bohonikach i Kruszynianach oraz w Domu Modlitwy, znajdującym się przy ulicy Grzybowej w Białymstoku i Domu Modlitwy w Suchowoli. Jednak z uwagi na przywiązanie do tradycji i bliskość cmentarzy Bohoniki i Kruszyniany są nadal miejscami, do których przyjeżdża najwięcej Tatarów z całej Polski. Muzułmanie modlą się również w meczecie w Gdańsku, Centrum Kultury Islamu w Warszawie, w Centrach Muzułmańskich w Białymstoku, Lublinie, Wrocławiu, Katowicach oraz w prywatnych domach w całej Polsce.
Swoistość świąt muzułmańskich polega również na tym, że nie mają one stałego miejsca w kalendarzu. Rok muzułmański, czyli księżycowy, jest o 10 lub 11 dni krótszy od słonecznego, dlatego są to święta ruchome. Muzułmanie obchodzą dwa najważniejsze święta w roku. Są to Id Al. Fitr (Ramadan Bajram) oraz Id Al. Adha (Kurban Bajram).
Zawsze z radością i niepokojem oczekiwałam na RAMADAN BAJRAM (Id Al Fitr). Jest to trzydniowe święto, obchodzone na zakończenie miesięcznego postu Ramadanu. Ramadan jest dziewiątym miesiącem roku w kalendarzu muzułmańskim. Nazwa oznacza Palący – ślad, że niegdyś odnosił się do miesiąca letniego. Z chwilą wprowadzenia ery muzułmańskiej pojawił się kalendarz księżycowy. Ramadan zaczął się przesuwać co rok o jedenaście lub dziesięć dni, gdyż o tyle rok księżycowy jest krótszy od słonecznego. W ten sposób Ramadan wędruje powoli wstecz przez wszystkie pory roku, sprawiedliwie rozdzielając związane z nim wyrzeczenia wśród muzułmanów zamieszkujących różne strefy geograficzne. Ramadan bowiem jest miesiącem wielkiego postu w islamie. Według tradycji Bóg wyróżnił Ramadan, czyniąc go miesiącem zesłania Koranu.
Nasz Ramadan jest miesiącem szczególnego kontaktu z Bogiem. Poszczący, doświadczając pragnienia i głodu, solidaryzują się z głodującymi na całym świecie. Jest to również okres, w którym każdy może przemyśleć problemy współczesności takie, jak: wojny, głód, nietolerancja religijna, czy nawet niszczenie środowiska naturalnego. Miesiąc ten powinien być dodatkowo wypełniony modlitwą i dobrymi uczynkami.
Ramadan jest okresem pokuty i odpuszczenia grzechów. Nie jest to praktyka umartwiania się ani zaprzeczenia prawom ciała. Post (saum) jest sposobem przerywania rutyny zaspokajania potrzeb codziennych oraz ćwiczenia ciała i ducha. Chodzi tu o umocnienie dyscypliny wewnętrznej i siły moralnej. Przestrzegania postu nie można praktycznie skontrolować, stanowi on lekcję najszczerszego bezinteresownego poświęcenia dla zyskania łaski Boga, który jako jedyny wie, czy wierny zachowuje post, czy też nie.
Będąc dzieckiem, nie musiałam pościć, ponieważ post obowiązuje wszystkich dorosłych wiernych, zdrowych na ciele i umyśle, żyjących w warunkach, które pozwalają na zachowanie postu bez szkody dla zdrowia. Choroba nieuleczalna, menstruacje, ciąża, połóg, karmienie piersią, podróż pozwalają odłożyć spełnienie obowiązku na inny miesiąc tego samego roku. Jest to zwolnienie czasowe, które mija po unormowaniu się sytuacji. Jako osoba dorosła musiałam powstrzymywać się od picia i jedzenia od świtu do zachodu słońca. Nie są to jedyne obowiązki tego okresu. Poszcząc w ciągu dnia, należy również powstrzymywać się między innymi od palenia papierosów oraz od stosunków płciowych. Post jest obowiązkiem każdego muzułmanina po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Jednak wcześniej dzieci także mogą spróbować pościć, na przykład w sobotę lub niedzielę, gdy nie muszą iść do szkoły.
Każdego dnia Ramadanu w moim domu wstawano przed świtem, aby zjeść lekki posiłek – suhur, a następnie odmawiano modlitwę poranną – fedżr. Po całym dniu postu, po zachodzie słońca można przerwać post. Tradycją jest spożycie kilku daktyli i wypicie wody lub mleka. Później po modlitwie wieczornej mahrib można zjeść obiad. Szczególnie w miesiącu Ramadan muzułmanie często spotykają się na wspólne obiady, zwane iftarami.
Każdej nocy tego niezwykłego miesiąca Prorok Muhammad miał zwyczaj celebrować specjalne nabożeństwa, szczególnie długie, recytował w tym czasie partie Koranu tak, że całość przerecytował w ciągu miesiąca. Te nabożeństwa połączone z recytacją Koranu nazywają się Salat at-Taralih lub Salat al.-Kijam i są nadal praktykowane przez muzułmanów.
W Ramadanie noc zwana Lejletul – Kadr (Kader Noc) jest lepsza niż tysiąc miesięcy. Muzułmanie wypatrują jej w ciągu ostatnich dziesięciu nocy Ramadanu (może to być 21, 23, 25 lub 27) i tej nocy starają się modlić jak najwięcej oraz wznosić jak najwięcej próśb do Boga. Najczęściej czas ten spędza się w meczecie.
Pod koniec miesiąca Ramadanu muzułmanie, bez względu na wiek, przekazują Zakat al – Fitr, rodzice płacą zakat za dzieci. Jest to jałmużna, którą można wpłacić w formie pieniędzy biednym oraz potrzebującym.
Pierwszego Szawala (miesiąc następujący po miesiącu Ramadanu) rano wszyscy zbierają się w meczetach lub domach na specjalnym nabożeństwie na wspólną modlitwę świąteczną Ramadan Bajram (ID Al-Fitr).
Drugim ważnym świętem w islamie jest KURBAN BAJRAM (Id Al Adha), obchodzone dziesiątego dnia miesiąca Dhul-Hijjah (dwunasty miesiąc kalendarza muzułmańskiego), na trzeci dzień pielgrzymki i trwa cztery dni. Modlitwa świąteczna jest bardzo uroczysta. Składa się z dwóch rakatów oraz kazania. Modlitwę poprzedzają tekbiry (wspomnienie Allacha słowami: Allachu Akbar, co znaczy: Allach jest Największy, które są znakiem nadejścia świąt. Po zakończeniu nabożeństwa muzułmanie składają ofiary – kurbany. Mięso jest rozdzielane pomiędzy krewnych ofiarodawcy oraz zebranych wiernych.
Kurban jest symbolem posłuszeństwa wobec Allaha (Boga) oraz oddaniem hołdu wielkim ideom i dogmatom islamu. Składając kurbany, odrzucamy fałszywe bóstwa, gdyż Bóg mówi: „…Przeto módl się do Boga i składaj ofiary”. Celem ofiary jest uświadomienie i głoszenie Jedności Boga poprzez złożenie w ofierze naszych własnych ambicji, aspiracji, wszystkich naszych idei i ideałów, a nawet życia. Zawsze tą ofiarą wyrażam wdzięczność wobec Boga i potwierdzam moją wiarę w Niego. Oprócz duchowego wymiaru kurban ma też wymiar społeczno – humanitarny, gdyż dzielenie się mięsem ofiarnym umacnia więzi międzyludzkie, kształtuje świadomość braterstwa i przyjaźni, buduje zdrowe społeczeństwo, pozbawione skąpstwa i egoizmu.
Według islamu koncepcja ofiary nie polega na przepraszaniu czy na okazaniu skruchy za grzechy, lecz na gotowości złożenia wszystkiego w ofierze dla Boga i w sposób Boży. Jest symbolem gotowości człowieka do oddania nawet własnego życia za swego Stwórcę i Pana. Najwyższy cel ofiary, a nie zewnętrzny akt jej składania podoba się Bogu.
Kurban jest to rytualna ofiara, na którą składa się zabicie w imię Boga zwierząt, określonych prawem muzułmańskim. Ten akt religijny przypomina mi zawsze wielką pobożność, oddanie i miłość Ibrahima (Abrahama) i jego syna Ismaila (Izmaela) do Boga. Wysłannik Boży Ibrahim był gotów złożyć w ofierze własnego syna Ismaila, z drugiej strony Ismail był gotów ofiarować Bogu własne życie. Życie Ibrahimowego syna zostało oszczędzone po powstrzymaniu przez Allaha ręki ojca, gotowego zabić syna, przygotowanego na śmierć i zostało okupione koźlęciem. Składanie ofiary odbywa się w ramach corocznych obchodów upamiętniających ten akt jako podziękowanie Allahowi (Bogu) za Jego łaskę. Gotowość Ibrahima do złożenia w ofierze Ismaila została uwieczniona w islamskiej instytucji „Ofiary”, która stanowi integralną część ceremonii Hadżu (pielgrzymki).
Poza tymi dwoma najważniejszymi świętami muzułmanie obchodzą jeszcze kilka dni świątecznych. Należy do nich Dzień Aszura, przypadający na dziesiąty dzień miesiąca Muharrem, w którym Bóg ocalił dzieci Izraela od ich wroga (Egiptu) i prorok Mojżesz pościł tego dnia, dziękując Bogu. Muzułmanie dla uczczenia tego wydarzenia także mogą pościć w dzień Aszura oraz w dzień poprzedzający lub następny. Wielu podejmuje ten post, chociaż nie jest on obowiązkiem. Tak jak w miesiącu Ramadan, należy wtedy powstrzymać się od jedzenia, picia i palenia od świtu do zachodu słońca. Tatarzy polscy dodatkowo tradycyjnie przygotowują tego dnia kompot, który powinien składać się z siedmiu lub innej nieparzystej liczby suszonych owoców.
Małlud to dzień upamiętniający narodziny proroka Muhammeda. Muzułmanie nie obchodzą go tak świątecznie jak chrześcijanie Boże Narodzenie. Na pamiątkę tego wydarzenia wierni zbierają się w meczecie i opowiadają historie z życia proroka Muhammeda, jego rodziny i towarzyszy.
Istotnym wydarzeniem jest również świętowanie Isra i Miradż. Cudowna podróż Proroka Muhammeda z Mekki do meczetu Al – Aksa w Jerozolimie, tak zwana Isra odbyła się w nocy 621 roku. Tuż po niej, tej samej nocy nastąpiła Miradż, czyli podróż proroka Muhammeda, którą odbył na wierzchowcu Bursku z meczetu Al – Aksa w Jerozolimie do nieba w towarzystwie anioła (archanioła) Gabriela. Na pamiątkę tego wydarzenia organizowane są spotkania, na których rozmawiamy o cudownej podróży Proroka oraz jej znaczeniu dla islamu.
Nabożeństwa świąteczne, podobnie jak wszystkie inne, mają swój specyficzny urok. Wiąże się to z wymogami stawianymi przez islam. Meczety składają się z dwóch oddzielonych od siebie części: jednej dla kobiet, drugiej dla mężczyzn. Jeżeli jest tylko jedna sala do modlitwy, to kobiety ustawiają się za mężczyznami. W żadnym przypadku nie mogą stać obok siebie. Modlący się wierni stoją w rzędach, tak zwanych safach. Podłogi wewnątrz wyścielone są dywanami, w związku z czym obowiązkowo należy zdjąć obuwie przed wejściem do sal modlitw.
Niektórzy mężczyźni mają na głowach specjalne czapeczki, tak zwane tibitiejki lub krymki. Kobiety powinny być ubrane w długie spódnice oraz bluzki okrywające ręce. Na głowach mają chustki, dokładnie zakrywające włosy. Ubiór kobiety może odkrywać jedynie dłonie, stopy oraz twarz. W każdym pomieszczeniu znajdują się ławy lub krzesła, przeznaczone dla osób starszych i chorych, nie mogących stać podczas modlitwy.
W meczecie podniosłości i tajemniczości ceremonii świątecznej dodaje melodyjny ton odmawianych modlitw, przypominający śpiewanie. Słowa modlitw odmawiane są w języku arabskim, a kazanie głoszone w języku polskim. Osobom postronnym mogą się one wydawać bardzo egzotyczne, ale dla nas – polskich muzułmanów brzmią znajomo. Sam sposób i technika wykonywania jest zawsze taka sama. Przed pierwszym safem (rzędem) stoi imam – duchowny muzułmański, który prowadzi nabożeństwo. Zwrócony jest on tyłem do wiernych, ale zawsze w stronę Mekki, gdzie znajduje się Kaaba. Stronę tę wskazuje mihrab – łukowato sklepiona nisza z małym, prostokątnym okienkiem, wkomponowanym w ścianę meczetu. Z prawej strony mihrabu znajduje się kilkustopniowe podwyższenie, tak zwany minbar, czyli kazalnica, która jest najważniejszym elementem muzułmańskiej świątyni. To właśnie z minbaru imam głosi świąteczne i piątkowe kazania.
Z powodu małej powierzchni meczetów w Bohonikach i Kruszynianach oraz dużej ilości wyznawców islamu w Polsce wielu wiernych nie może wejść do świątyni podczas modlitwy. Nikogo to jednak nie odstrasza. W świąteczne dni Tatarzy z całej Polski przybywają do tych podlaskich wsi ze względu na bliskość cmentarzy. Przyjazd do meczetu przez nikogo nie jest traktowany jako obowiązek. Często są to jedyne chwile w roku, kiedy można spotkać się z dawno nie widzianymi dalekimi krewnymi czy znajomymi.
Święto muzułmańskie to nie tylko modlitwa w meczecie, to również odwiedzanie grobów przodków. Takie czynne cmentarze muzułmańskie – Mizary znajdują się w Warszawie oraz w bliskich nam Bohonikach i Kruszynianach. Na Podlasiu Mizary są oddalone od meczetów zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Odwiedzam na nich groby moich krewnych i znajomych.
Na Mizar wierni przyjeżdżają przed modlitwą lub po niej. Nie ma to większego znaczenia w sensie religijnym, a bardziej praktycznym. Dla wielu osób przybywających z daleka wygodniejsze jest odwiedzanie grobów po nabożeństwie. Muzułmanie przy rodzinnych grobach często recytują wersety z Koranu i składają do Boga prośby o wybaczenie grzechów zmarłemu. Przyjętym przez Tatarów zwyczajem jest odczytanie modlitwy nad grobem, czyli „dawanie sielam”, które wiąże się z pewnym rytuałem. Osoby, które podchodzą do grobu, ustawiają się w rzędzie z prawej strony głowy zmarłego. Każdy, dotykając prawą dłonią ziemi, odczytuje odpowiednią modlitwę. Najczęściej wygląda to tak, że pierwsza osoba czyta modlitwę z chamaiłu (książeczki z modlitwami), a pozostali słuchają w skupieniu lub powtarzają. Specyficznym elementem tej części ceremonii jest wymówienie imienia zmarłego oraz jego matki. W tym celu używa się imienia tatarskiego, nadanego podczas azanu (chrztu). Często jest to imię inne od tego, którego zmarły używał na co dzień.
Do tatarskiej tradycji świąt należy też dzielenie się sadogą. Są to najczęściej słodycze, choć spotkać można również owoce: jabłka, pomarańcze lub mandarynki. Jednak nie są to zwykłe owoce i słodycze. Sadogę może dać każdy, kto ma na to ochotę lub kogo na to stać. Jest ona ofiarowana w intencji, wzbudzonej przez osobę ofiarującą. Najczęściej jest to pomyślność rodziny lub wszystkich współwyznawców. Po „przepieciu” sadogi, czyli po odmówieniu odpowiedniej modlitwy rozdawana jest zebranym przed meczetem. Szczególnie czekają na to dzieci, gdyż dostają wówczas bardzo dużo słodyczy. Dzielenie się sadogą odbywa się po modlitwie bajramowej i przeplata się z wzajemnym składaniem życzeń świątecznych.
Świąteczne dni są okresem radości, dlatego po porannej modlitwie w meczecie wszyscy udają się do domów na rodzinne obiady. Na stole, obok tradycyjnych polskich potraw takich, jak: gołąbki, kurczak pieczony czy ryba, znajdują się dania tatarskie i arabskie. Potrawą Tatarów polskich, podawaną w Bajram, są kołduny, czyli pierożki z nadzieniem mięsnym. Innymi smakołykami w domach tatarskich, szczególnie podczas świąt, są: bielusz – pieróg na cieście drożdżowym z farszem mięsnym oraz pierekaczewnik – pieróg na cieście makaronowym z farszem mięsnym lub na słodko z serem i rodzynkami, spiralnie zawijany. Na słodko podaje się dżajmę – cieniutkie naleśniki, smażone na maśle lub chałwę przyrządzoną z masła, miodu i mąki. Dania z wieprzowiny oraz alkohol są przez islam zabronione i nie powinny znaleźć się na stole, szczególnie w świątecznym dniu.
Tradycją bajramową stały się ponadto spotkania towarzyskie, organizowane najczęściej na Kurban Bajram i Ramadan Bajram. Cieszą się one dużym zainteresowaniem zarówno młodzieży, jak i osób starszych. Imprezy te, nazywane balami, najczęściej przypadają na dni wolne od pracy, gdyż wtedy mogą przybyć na nie Tatarzy z całej Polski. Takie spotkania służą nie tylko ogólnie pojmowanej zabawie, ale również zacieśniają więzy przyjaźni między członkami tej niewielkiej grupy wyznaniowej.
Początek organizowania „bali tatarskich” sięga końca XIX wieku, kiedy urządzano takie spotkania na Wileńszczyźnie. Uczestniczyło w nich wówczas ponad 200 osób, również z Krymu i Powołża oraz zaprzyjaźnieni Polacy. Z „bali tatarskich” słynęło Wilno, Nowogródek, Słonim, Iwie – Murawszczyzna, ale odbywały się także w Klecku, Lechowiczu, Mirze, Iwamowie oraz w Kruszynianach.
Po II wojnie światowej urządzano skromniejsze spotkania, głównie w Sokółce i Bohonikach. Większe zabawy odbyły się dopiero w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. „Bale tatarskie” nie różniły się szczególnie od innych spotkań towarzyskich, chyba tylko tym, że przybywali na nie głównie Tatarzy z całego kraju. Bawiono się przy muzyce zespołów ludowych. Nie zabrakło na nich takich klasycznych tańców, jak walc czy polonez. Obecne bale różnią się od tych dawniejszych. Wiąże je przede wszystkim fakt, że przyjeżdżają na nie Tatarzy z odległych stron kraju i zza granicy. Zawsze bardzo aktywnie uczestniczę w przygotowaniu tych uroczystości.
Muzułmanie w Polsce starają się jak najlepiej przygotować do świąt, a szczególnie do tych dwóch najważniejszych. Rezerwują sobie urlop w pracy, kobiety sprzątają domy i gotują potrawy, mężczyźni przygotowują samochody, aby dojechać na nabożeństwo oraz w odwiedziny do rodziny. Szczególnie cieszą się dzieci, gdyż nie będą musiały iść do szkoły i dostaną mnóstwo słodyczy oraz prezentów.
Chrześcijańskie święta nie są w specjalny sposób celebrowane przez polskich muzułmanów. Jednak ze względu na zażyłość z polską tradycją w domach tatarskich można zauważyć takie elementy, jak choinka czy pisanki. Polska jest krajem chrześcijańskim. Trudno jest wytłumaczyć kilkuletniemu dziecku, które w przedszkolu dowiedziało się o świętym Mikołaju i prezentach, że jego to nie dotyczy. Jednak muzułmanie nie obchodzą takich świąt, jak Boże Narodzenie i Wielkanoc. Pomimo tego zapraszają na świąteczne, bajramowe obiady swoich sąsiadów czy przyjaciół wyznających inną religię i sami korzystają z zaproszeń do udziału w obchodach ich chrześcijańskich świąt.
Helena Alijewicz
ZIELONE ŚWIĄTKI
Okres świętowania Zmartwychwstania Pańskiego w Kościele Katolickim zamyka się uroczystością „Zesłania Ducha Świętego”, która przypada w pięćdziesiąt dni, czyli siedem tygodni po Wielkanocy, dlatego nazywa się też „Pięćdziesiątnicą”. Potocznie święto to nazywane jest Zielonymi Swiątkami
Obchodzone jest na pamiątkę wydarzeń w Wieczerniku, gdzie na zebranych tam Apostołów wraz z Maryją, Matką Chrystusa zstąpił Duch Święty. Jak mówią „Dzieje Apostolskie”, Apostołowie zaczęli wtedy przemawiać różnymi językami oraz otrzymali charyzmaty – dary duchowe.
Zstąpienie Ducha Świętego było przewidziane na stronach Biblii w Starym Testamencie, a także zapowiedziane przez Jezusa podczas wieczerzy przed Jego Wniebowstąpieniem. Jest to jedno z najstarszych świąt w kalendarzu liturgicznym; uważane jest za początek Kościoła. Ducha Świętego symbolizuje gołębica. Jest on również przedstawiany w postaci ognistych języków. Przed tym świętem w kościołach odprawiana jest przez dziewięć dni „Nowenna”, jako przygotowanie modlitewne do tego, by dokonała się przemiana w sercach ludzkich, tak jak kiedyś u Apostołów. Natomiast w dzień Zesłania Ducha Świętego Kościół modli się Sekwencją właśnie do Ducha Świętego („VeniSancte Spirytus”):
Przybądź Duchu Święty,
ześlij z nieba wzięty
światła Twego strumień.
Przyjdź, ojcze ubogich,
Przyjdź dawco łask mnogich
Przyjdź światłości strumień.
O najmilszy z gości,
słodka serc radości,
słodkie orzeźwienie.
W pracy Tyś ochłodą
W skwarze żywą wodą,
W płaczu utuleniem.
Światłości najświętsza,
serc wierzących wnętrza,
poddaj swej potędze.
Bez Twojego tchnienia,
Cóż jest wśród stworzenia
Jeno cierń i nędze.
Obmyj, co nie święte,
oschłym wlej zachętę,
ulecz serca ranę.
Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.
Daj Twoim wierzącym,
Tobie ufającym,
siedmiorakie dary.
Daj zasługę męstwa,
Daj wieniec zwycięstwa,
Daj szczęścia bez miary.
Wierni śpiewają hymn – modlitwę: „ O Stworzycielu Duchu Przyjdź”
O Stworzycielu Duchu, przyjdź,
Nawiedź dusz wiernych Tobie krąg,
Niebieską łaskę zesłać racz
Sercom, co dziełem są twych rąk.
Pocieszycielem jesteś zwan
I najwyższego Boga dar.
Tyś namaszczeniem naszych dusz,
Zdrój żywy, miłość, ognia żar.
Ty darzysz łaską siedemkroć,
Bo moc z prawicy Boga masz.
Przez Ojca obiecany nam,
Mową wzbogacasz język nasz.
Światłem rozjaśnij naszą myśl,
W serca nam miłość świętą wlej
I wątłą słabość naszych ciał
Pokrzep stałością mocy Twej.
Nieprzyjaciela odpędź w dal
I Twym pokojem obdarz wraz.
Niech w drodze za przewodem Twym
Miniemy zło, co kusi nas.
Daj nam przez Ciebie Ojca znać,
Daj, by i Syn poznany był,
I Ciebie, jedno tchnienie Dwóch,
Niech wyznajemy z wszystkich sił. Amen.
Modlitwą tą zwracamy się do Ducha Świętego przed ważnymi wydarzeniami w życiu, czy niełatwymi wyborami. Każdy ceremoniał ślubny w Kościele katolickim rozpoczyna się tą właśnie pieśnią, która rozbrzmiewa również na początku obrzędu bierzmowania. Niesie ona bowiem nadzieję na otrzymanie siedmiu darów Ducha Świętego, którymi są: Mądrość, Rozum, Rada, Męstwo, Umiejętność, Bojaźń Boża
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego powszechnie nazywa się w Polsce „ Zielonymi Świątkami”, ponieważ jest to okres, gdy przyroda na nowo budzi się do życia. Pejzaż urzeka nas świeżą, soczystą zielenią i kwiatami drzew. Można spotkać pogląd, iż święto to było pierwotnie związane z przedchrześcijańskimi obchodami święta wiosny – z siłą drzew, zielonych gałęzi i płodności
Z Zielonymi Świątkami wiążą się różne zwyczaje ludowe w zależności od regionu Polski, a także przysłowia:
„Do Świętego Ducha nie zdejmuj kożucha”
„Jak w Zielone Świątki pogoda, to mówią, że młócek przybędzie, a kosiarz ubędzie”
Ponieważ dzieciństwo spędziłam na wsi niedaleko Wrocławia, pamiętam, jak ważne było to święto dla mieszkańców wsi. Przygotowania były takie, jak przed Wielkanocą. Szykowało się dużo jedzenia, sprzątało. A przede wszystkim dekorowało się zielenią obejście. W tym celu wycinano małe brzózki czy też gałązki i umieszczano je na gankach domów, na bramach i płotach gospodarstw. Ozdabiano nimi również ołtarze, odrzwia kościoła i obrazy świętych.
Pozamiatane podwórka wykładało się zielonym tatarakiem Był też zwyczaj, którego nie pochwalałam. Otóż w noc poprzedzającą Zielone Świątki z gospodarstw, gdzie były dziewczyny na wydaniu, znikały różne sprzęty rolnicze łącznie z wozami, które w święto można było znaleźć parę domów dalej, a nawet w pobliskim stawie. Stawiano też na dachu domu czy stodoły wypchanego słomą pajaca. Ponieważ miałam jeszcze dwie siostry, to rokrocznie, zanim wyszłyśmy za mąż, wszyscy pilnowaliśmy podwórka. Świętowało się przez dwa dni. Po uroczystych mszach w kościele odwiedzano się w rodzinach oraz hucznie tańczono na potańcówkach urządzanych na świeżym powietrzu.
Od wielu lat Zielone Świątki są w Polsce Świętem Ludowym. Ustanowiono je w 1903r. we Lwowie podczas Zgromadzenia Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego, jako wyraz ideałów chłopskiego stanu.
Nadal w Polsce mieszkańcy wsi co roku obchodzą to święto, które w Kościele katolickim tradycyjnie trwa przez dwa dni; niedzielę i poniedziałek. Po niedzielnych nabożeństwach odbywają się liczne festyny, spotkania z władzami państwowymi, występy zespołów ludowych, prezentacja rękodzieła ludowego. Jest też okazja do spotkań rodzinnych i zabaw. Każda z gmin wiejskich stara się zorganizować to święto jak najdostojniej. Poniedziałek natomiast obecnie ustawowo jest dniem pracy.
Józefina Bukin
16. ZIELONE ŚWIĄTKI
Zielone Świątki, Pentecostes, wiosenne ruchome święto kościelne, pamiątka Zesłania Ducha Świętego i założenia pierwszej gminy chrześcijańskiej w Jerozolimie, należą do najstarszych świąt chrześcijańskich. Zielone Świątki zastąpiły pogańskie starosłowiańskie „nowe latko”, Dawna obrzędowość ludową kształtowało przeświadczenie, że nadchodzące lato trzeba godnie przywitać i przez rozmaite praktyki o charakterze magicznym zaskarbić sobie przychylność natury. Od czasów pogańskich w tym dniu wszechobecna była zieleń – zielone wieńce zdobiły głowy dziewcząt, wieńce z liści brzozy, dębu, klonu nakładano na szyje koni, rogi bydła, a wianuszki z chabrów opasywały szyje gęsi i kaczek. Wybór liści nie był przypadkowy – delikatna brzoza wzbudzała przyjaźń i sympatię, dąb zapewniał siłę i długie życie, klon – zdrowie, wierzono, że te cechy przechodzą na zwierzęta.
Tak jak dawniej w całej Polsce rozpoczynają się obchody tego święta od majenia domów i Kociołów gałązkami drzew - brzozy, jesionu lub świerku, tatarakiem.
Przyniesiemy tataraku z jeziora,
Żeby dom ustroić na Zielone świątki w porę…
Postawimy białe brzózki
Obok bramy koło dróżki
I w drzwi do domu,
Umaimy Basi i Marysi pralnię
Ustroimy Jance i Jankowi jadalnię
Postawimy jaśmin w sieni
Żeby się w ciemności bielił
Okazale
A jak zejdzie wczesnym rankiem Duch Święty
Znajdzie wszystko ogarnięte, sprzątnięte,
Znajdzie wszędzie umajone.
Będzie bardzo ucieszony
Duch Święty
H. Iłlakiewiczówna – Zielone Świątki
Jeszcze na początku XX wieku na Podlasiu praktykowano zwyczaj obchodzenia pól z królewną. Drugiego dnia Zielonych Świątek dziewczęta szły w pole, rozpalały ognisko i siedząc przy nim plotły wianki z ruty, chabrów i brzozowych lub klonowych gałązek. Później wybierały ze swego grona królewnę, najczęściej była to najmłodsza dziewczyna. Królewna ubrana w białą lub niebieską sukienkę, obwieszona koralami, przepasana wstążką z koroną, czyli wieńcem kwiatów na głowie, z przyczepionym lnianym welonem, otoczona gronem dziewcząt trzykrotnie okrążała ognisko, następnie cały pochód obchodził pola śpiewając:
Gdzie królewna chodzi
Tam pszeniczka rodzi:
Gdzie królewna nie chodzi
Tam pszeniczka nie rodzi
Obejście pól miało zapewnić urodzaj. Później orszak dziewcząt z królewną na czele obchodził wszystkie domy we wsi i w każdym z nich był podejmowany poczęstunkiem lub obdarzany pierogami, serem lub mięsem. Dziewczęcy obchód kończył się w karczmie i zabawa trwała do białego rana
Alicja Temler
Wg.” Polskie tradycje świąteczne” – Hanna Szymanderska
17. Z tradycją przez cały rok
Chciałabym napisać o tradycjach związanych z różnymi świętami w ciągu całego roku.
Będę starała się nie pisać za dużo o tym, co oczywiste i ogólnie znane.
Myślę, że może uda mi się opisać to, o czym może nie wszyscy wiedzą, to co pamiętam z okresu, w którym mieszkałam z rodziną w Zabłudowie.
Adwent
Rok liturgiczny w Kościele katolickim zaczyna się adwentem. Jest to czas oczekiwania na narodzenie Chrystusa. Adwent obejmuje cztery niedziele poprzedzające Boże Narodzenie. Mówi się też, że Katarzyna adwent zaczyna (25 listopada). Roraty to poranne msze święte w okresie adwentu. W pierwszym tygodniu adwentu pojawia się na wieńcu adwentowym jedna świeca, a w kolejnych tygodniach następne. Wierni przygotowują się na przyjście Mesjasza.
„ Oto Pan Bóg przyjdzie, z rzeszą świętych nam przybędzie, wielka światłość w cieniu będzie…”
W mojej parafii w Zabłudowie, już od początku adwentu, organista roznosił opłatki na stół wigilijny. Parafia jest rozległa. Są wsie znacznie oddalone od kościoła.
Boże Narodzenie i okres związany z Bożym Narodzeniem
Wigilia Bożego Narodzenia, to czas, kiedy rodziny zbierają się na wspólną modlitwę za żyjących i zmarłych i czytają fragmenty pisma świętego mówiące o przyjściu na świat Zbawiciela. Zebrani wokół stołu dzielą się opłatkiem a następnie jedzą postną kolację złożoną z 12 potraw.
W moim domu rodzinnym najbardziej charakterystycznymi potrawami są barszcz grzybowy, kompot z suszu i pierogi z makiem smażone na oleju.
Po kolacji obdarowujemy się prezentami, rozmawiamy i przed północą udajemy się do kościoła na pasterkę.
Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia spędzamy w gronie najbliższej rodziny. Największą atrakcją tego dnia są kolędnicy, którzy do dziś chodzą od domu do domu śpiewając znane lub mniej znane kolędy. Grupy kolędnicze są różne. Są to czasami całkiem małe dzieci, wykonujące najbardziej znane kolędy. Są kolędnicy z szopką albo z gwiazdą. Jest też młodzież śpiewająca w scholi z bardziej ambitnym repertuarem. Kolędnicy wchodzący w skład scholi są poprzebierani. Jest Maryja z dzieciątkiem, św. Józef, anioł, diabeł, pastuszkowie i owce.
Dokładnie tydzień po wigilii mamy ostatni dzień roku, imieniny Sylwestra. Każdy wie o balach sylwestrowych, sztucznych ogniach, toastach i życzeniach noworocznych.
W moim rodzinnym miasteczku, Zabłudowie, była też przez długi czas inna tradycja sylwestrowa, która dla jednych była zabawą, a dla drugich udręką. W noc sylwestrową zdejmowane były bramy i bramki z płotów. Były one przenoszone w inne, często bardzo odległe miejsce. Właściciele bramek, którzy ich odpowiednio nie zabezpieczyli, musieli w Nowy Rok udawać się na ich poszukiwania, często zakończone niepowodzeniem. Inną psotą sylwestrową było malowanie farbą olejną szyb okiennych. Czasami nawet ściany domów oblewano farbą. Od kilku lat ta tradycja, na szczęście, powoli zanika.
Zaraz po Nowym Roku zaczyna chodzić ksiądz po kolędzie. Z tego co wiem, kolęda księdza jest tradycją ogólnopolską, ale nie występuje w innych katolickich krajach. Kolęda kończy się najczęściej wraz z końcem karnawału.
6 stycznia mamy święto Trzech Króli (Objawienie Pańskie). W czasach kiedy byłam w szkole podstawowej był to dzień wolny od pracy (tak jak ostatnio od kilku lat). Zimowe ferie szkolne kończyły się wtedy po święcie Trzech Króli. Ferii szkolnych na przełomie stycznia i lutego nie było. W święto Trzech Króli święci się wodę, kredę i kadzidło. Kreda do dziś służy do „znakowania” drzwi wejściowych domów. Piszemy : K + M + B (Kacper, Melchior, Baltazar i krzyżyki nie plusy!) i odpowiedni rok na przykład 2013. Znakowanie drzwi kredą święconą ma zapewnić pokój domowi i domownikom.
Od Trzech Króli zaczyna się karnawał. Jego długość zależy od tego, kiedy w danym roku wypada Wielkanoc.
W czterdzieści dni po narodzeniu (2 lutego), obchodzimy pamiątkę ofiarowania Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej (Ofiarowanie Pańskie). W polskiej tradycji katolickiej święto to obchodzone jest jako święto Matki Boskiej Gromnicznej. Wierni w tym dniu przynoszą do kościoła świece (gromnice) do poświęcenia. Nazwa tych świec wynika z tego, że zapala się je w czasie burzy, stawia się w oknie albo obchodzi się z nimi dom dookoła, modląc się o oddalenie piorunów. Jeszcze pamiętam, że zwyczaj ten był praktykowany.
Do dnia dzisiejszego zapaloną gromnicę wkłada się do ręki umierającego. Płonąca gromnica w dłoni umierającego oznacza, że wychodzi on z „płonącą lampą” na spotkanie z Jezusem.
W polskiej tradycji ludowej święto Matki Boskiej Gromnicznej kończy okres Bożego Narodzenia. Kończy się śpiew kolęd, rozbiera choinki i szopki.
Kończy się okres Bożego Narodzenia a karnawał jeszcze trwa aż do środy popielcowej.
W moim domu rodzinnym charakterystyczne dla karnawału było smażenie pączków i chrustów (faworków). Pączki i chrusty przygotowuje się też na tzw. tłusty czwartek (ostatni czwartek przed środą popielcową) i tzw. ostatki albo „zapusty” (wtorek poprzedzający środę popielcową).
Środa popielcowa, wielki post i Wielkanoc
Środa popielcowa jest początkiem Wielkiego Postu, trwającego 40 dni. W środę popielcową, na znak pokuty, kapłan posypuje popiołem głowy wiernych wypowiadając słowa „z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”.
Ostatnia niedziela poprzedzająca Wielkanoc to tzw. niedziela palmowa. Wierni święcą palmy na pamiątkę uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy
Kiedy byłam dzieckiem święcono gałązki wierzby, które odpowiednio wcześnie wstawione do wody, wypuściły listki. Śpiochów, pozostających jeszcze w łóżku, uderzano delikatnie palmą mówiąc :
„Wierzba bije nie zabije, za sześć dni, za sześć nocy doczekamy Wielkanocy”.
Od niedzieli palmowej rozpoczyna się Wielki Tydzień. Istotą Wielkiego Tygodnia jest tzw. „Tryduum Paschalne”. Są to nabożeństwa sprawowane od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty włącznie. W Wielki Czwartek milkną dzwony i dzwoneczki. Używa się tylko kołatek drewnianych. Dzwony dzwonią dopiero w czasie wieczornej mszy św. w Wielką Sobotę. Dla Wielkiego Czwartku charakterystycznym jest obrzęd umycia nóg. Kapłan dokonuje symbolicznego umycia nóg 12- stu „starcom”, na pamiątkę tego co uczynił Chrystus podczas ostatniej wieczerzy. Dla Wielkiego Piątku najistotniejsza jest adoracja krzyża a dla Wielkiej Soboty poświęcenie ognia i wody. Po wieczornym nabożeństwie w Wielką Sobotę rozpoczyna się adoracja grobu Chrystusa, która trwa aż do porannej mszy św. zwanej mszą rezurekcyjną.
W mojej rodzinnej parafii, podczas adoracji, wartę honorową przy grobie pełnią członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy występują w swoich galowych mundurach. Grób Pański adoruje również młodzież, która śpiewa pieśni wiekopostne.
Wielkanoc zaczyna się mszą rezurekcyjną z procesją, która 3 razy okrąża kościół dookoła na pamiątkę tego, że Chrystus po trzech dniach zmartwychwstał.
Wielkanoc obchodzi się zawsze w pierwszą niedzielę po pełni księżyca, po wiosennym zrównaniu dnia z nocą. Najwcześniejsza Wielkanoc może być 22 marca a najpóźniejsza 25 kwietnia.
Po rezurekcji jest śniadanie wielkanocne. Spożywamy pokarmy poświęcone w Wielką Sobotę. Dzielimy się święconym jajkiem.
W moim domu rodzinnym jajka były malowane w wywarze z cebuli tzw. cebulniku. Przed włożeniem do cebulnika jajka były pisane roztopionym woskiem. Skorupki jajek barwiły się mniej lub bardziej intensywnie. Dla nadania jajkom ładnego połysku pocierano je skórką słoniny.
Powszechnie znany jest zwyczaj oblewania wodą w pierwszy dzień świąt Wielkanocy tzw. śmingus-dyngus.
W moim miasteczku najlepszą zabawą, w tym dniu, było toczenie jajek „gra w jajka”. Dzieci przygotowywały piaskownicę, do której wkładały dachówkę. Zawodnicy uzbrojeni w jajka kolejno je turlali. Kto uderzył w jajko przeciwnika, wygrywał. Często grano na pieniądze. Jedno uderzenie dawało wygraną aż 20 groszy!
Święta związane z Wielkanocą
W pięćdziesiąt dni po Wielkanocy mamy święto zesłania Ducha Świętego (pięćdziesiątnica) „Zielone Świątki”. Zielone Świątki to święto ludowe. W tym czasie odbywały się liczne festyny, jarmarki i zabawy.
W sześćdziesiąt dni po Wielkanocy obchodzi się uroczystość Bożego Ciała. Dla uroczystości Bożego Ciała charakterystyczne są procesje, które przechodzą ulicami miast i miasteczek. Uczestnicy procesji idą kolejno do czterech przystrojonych ołtarzy. Procesja składa się z dwóch zasadniczych części: białej procesji, poprzedzającej księdza niosącego monstrancję i tłumu wiernych postępujących za księdzem.
W mojej parafii procesja idzie po ulicach wysypanych tatarakiem. Ołtarze są przybrane zielonymi brzózkami. W oknach wielu domów, które stoją na trasie procesji, wystawione są obrazy ubrane w kwiaty.
Uczestnicy procesji zabierają do swoich domów brzozowe gałązki, które mają chronić ich przed burzą, uderzeniami pioruna i pożarami.
W oktawę Bożego Ciała (w czwartek po Bożym Ciele) święci się małe wianuszki z ziół. Z każdej rośliny robi się oddzielny wianuszek. Liczba wianuszków powinna być nieparzysta. Moja mama przygotowywała najczęściej pięć wianuszków: z lipy, mięty, robaczków świętojańskich (rozchodnika ostrego) , koniczyny i rumianku. Przez wianki przewlekała wstążkę tak, żeby można je było powiesić. Wianki były przechowywane przez cały rok. Po roku można było je spalić. Poświęcone wianki miały strzec od nieszczęścia i choroby.
Letnie odpusty
W Zabłudowie głównym odpustem jest odpust w święto patronów kościoła Piotra i Pawła, 29 czerwca. Mniejszym odpustem jest odpust na Michała, 29 września. Odpust na Piotra i Pawła obchodzony jest w dniu, w którym wypada, nie przekłada się go na niedzielę. Najważniejsza w tym dniu msza to tzw. suma z procesją wokół kościoła. W czasach kiedy byłam dzieckiem odpust gromadził całą bliższą i dalszą rodzinę. Spotykaliśmy się u nas na Piotra i Pawła. Wcześniej bywaliśmy u mojej babci, na odpuście św. Trójcy w Juchnowcu Kościelnym a w sierpniu na odpuście św. Rocha w Białymstoku. Do Juchnowca jeździliśmy z rodziną, która dysponowała wozem i koniem. Wyjeżdżaliśmy wcześnie rano i wracaliśmy późno w nocy. Podróż powrotna przeciągała się ze względu na to, że po drodze odwiedzaliśmy jeszcze dalszą rodzinę. Do Białegostoku jeździliśmy autobusem.
Główną atrakcję dla dzieci podczas odpustu stanowił jarmark, który skupiał dużą liczbę straganów wokół kościoła. Na straganach były „niepowtarzalne słodycze”: lizaki, maczki, kaczki, cukierki nanizane na nitkę jak korale. Była wata cukrowa, lody. Były też zabawki. Dla chłopców największą atrakcję stanowiły pistolety na kapiszony albo korki. Dziewczynki kupowały zegarki na rękę na gumce, pierścionki, piłeczki na gumce tzw. „jojo”.
Można też było zrobić sobie zdjęcie w oknie atrapy samolotu.
W Zabłudowie poza głównym kościołem parafialnym, pod wezwaniem Piotra i Pawła, są też dwie kaplice. Jedna pod wezwaniem Marii Magdaleny, a druga pod wezwaniem św. Rocha. Kaplice znajdują się na starych nieczynnych już cmentarzach. Kaplice przez cały rok są zamknięte. Ludzie gromadzą się w nich tylko 22lipca w dzień Marii Magdaleny i 16 sierpnia w dzień św. Rocha.
Święto Matki Boskiej Zielnej
15 sierpnia jest dniem, w którym w kościele katolickim obchodzi się pamiątkę wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Mówi się, że jest to święto Matki Boskiej Zielnej. Nazwa tego święta wiąże się z legendą, która opowiada o tym, że 3 dni po śmierci Matki Chrystusa, apostołowie nie znaleźli jej ciała w grobie. Były tam tylko same kwiaty i zioła.
W wierze katolickiej funkcjonuje dogmat, że Maryja z duszą i ciałem została wzięta do nieba.
15 sierpnia we wszystkich polskich kościołach wierni święcą zioła i kwiaty. Tradycja ta przetrwała do dziś, szczególnie na wsi. Z opowiadań mojej mamy wiem, że moja babcia co roku przygotowywała specjalny bukiet tzw. równiankę (wiązankę). Równianka składała się kłosów takich zbóż jak pszenica, żyto, jęczmień i owies. Liczba kłosów poszczególnych zbóż była nieparzysta (najczęściej 9 kłosów). W wiązance były także warzywa (marchew, pietruszka) i zioła (piołun, rumianek)). Bukiet był uzupełniany kwiatami, takimi które były dostępne. Równianka po poświęceniu była przechowywana przez cały rok i miała chronić od nieszczęść, chorób czy piorunów. Używano jej podczas pierwszych siewów. Pierwsza garść zboża wysiana w pole pochodziła z równianki.
Obecnie bukiety święcone na Matki Boskiej Zielnej składają się głównie z kwiatów z ogródka. Przedstawiciele wybranych wsi, przynoszą do kościoła w Zabłudowie przygotowane przez siebie okazałe wieńce dożynkowe. Wieńce te są przygotowywane z kłosów zbóż i kwiatów i z reguły zawierają motywy sakralne (monstrancja, krzyż, otwarta księga) albo patriotyczne (orzeł w koronie).
Święto zmarłych. Zaduszki
Dzień zaduszny w kościele katolickim obchodzi się 2 listopada. Noc z 1 na 2 listopada to noc zaduszkowa.
Wierzono kiedyś, że w tę noc dusze wiernych zmarłych „idą” do kościoła i zbierają się w swoich parafiach po to, aby uczestniczyć we mszy świętej odprawianej przez zmarłego proboszcza danej parafii. O tych wierzeniach mówiła mi moja mama.
Czytałam też, że na początku XX wieku wierzono, że dusze zmarłych mogą odwiedzać również domy krewnych. Z tego powodu zostawiano uchylone furtki i drzwi. Na stołach i parapetach przy uchylonych oknach pozostawiano chleb i inne potrawy. Na Podlasiu był zwyczaj gotowania kisielu z owsa, przeznaczonego specjalnie dla młodych duszyczek. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach dróg.
Obecnie na grobach naszych zmarłych składamy kwiaty i zapalamy znicze. Składanie kwiatów ma przypominać o tradycji szykowania potraw dla dusz naszych zmarłych krewnych. Zapalamy znicze, których światło nie pozwoli duszom zabłądzić w ciemności.
W dzień zaduszny w kościele modlimy się za zmarłych. Każdy ksiądz odprawia w tym dniu 3 msze św. W mojej rodzinnej parafii jest też tradycja modlitwy za zmarłych w tzw. „wypominkach”. Ksiądz wymienia z imienia i nazwiska osoby, za które modli się odmawiając różaniec.
Zabłudów jest miasteczkiem, w którym obok siebie mieszkają katolicy i prawosławni.
Prawosławni obchodzą święto zmarłych na wiosnę. Odwiedzają groby swoich krewnych na trzeci dzień Świąt Wielkanocnych, we wtorek po Wielkanocy.
W czasach, kiedy byłam w dzieckiem i nastolatką, prawosławni z naszej parafii przynosili na groby swoich krewnych święcone jajka a czasami i kaszę. Nie wiem jak jest obecnie, czy ta tradycja została zachowana.
Halina Stelmach
18. Zwyczaje i obrzędy w naszej Rodzinie
A. Wstęp
Wszystkie opisane tu wydarzenia będą dotyczyć okresu 1945 – 1958. To lata mojego późnego dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy jedyną trwałą przystanią był dom rodzinny w Racewie. We wspomnieniach „Mój Ojciec Jan” uwydatniłam najważniejszą rolę ojca w naszej rodzinie. Teraz może będzie o nim mniej – natomiast chciałabym podkreślić więź łączącą wszystkich jej członków, w rodzinie i środowisku. Uważam, że najmocniej i najdłużej z wszystkimi miejscowymi tradycjami związana była moja starsza siostra Monika, która prawie do końca swojego życia mieszkała w tej okolicy. Była osobą bardzo religijną, znała mnóstwo modlitw i obrzędów religijnych. Odczuwam Jej brak wśród żywych, także przy pisaniu tej pracy.
Wielokrotnie będę wspominać o naszym kościele parafialnym w Sokolanach jako miejscu modlitwy i obrzędów liturgicznych – dlatego przypomnę, że nasza wspaniała świątynia wymurowana w latach 1827 – 33 (kilkakrotnie remontowana i rozbudowywana) z widoczną z daleka wieżą została zburzona 24 lipca 1944 r. przez wojska niemieckie.
Po ustaniu działań wojennych długo jeszcze pozostawały cząstki ścian i kawałek dachu nad prezbiterium. Dzięki staraniom proboszcza ks. Jana Lewkowicza, przy wielkim zaangażowaniu wiernych, już w 1945 r. został wybudowany drewniany kościół zastępczy, który służył aż do 2001 r. To w nim odbywały się nabożeństwa opisywane poniżej.
W tej pracy wspomnę tylko o niektórych zwyczajach i obrzędach, które zapamiętałam z bardzo wczesnego dzieciństwa, obchodzonych w naszej Rodzinie.
Podzieliłabym je na trzy grupy :
- Jedna związana z obrzędowością religijno – rodzinną, a więc narodziny, chrzest, wychowanie dzieci, ślub, wesele, pogrzeb;
- Druga kategoria gromadzi zwyczaje odnoszące się do zmian w przyrodzie. W kategorii tej łączą się zwyczaje o treści religijnej ze zwyczajami rolniczymi (agrarnymi). Upraszczając temat, obrzędowość na wsi zależna była od pór roku;
- Trzecią grupę stanowią coroczne zwyczaje związane z liturgią Kościoła katolickiego, co uwidoczniło się w sposób szczególny w zwyczajach adwentowych, bożonarodzeniowych, wielkopostnych, wielkanocnych i obchodzeniu odpustów…
Szczegółowiej opiszę wybiórczo tylko niektóre zwyczaje rodzinne – może najbardziej charakterystyczne, a może dlatego, że najmocniej utkwiły w mojej pamięci.
Jak dobrze czasem wspomnieć
w marzeniach swoją wieś
i swe dziecięce lata
co przeminęły gdzieś
„Dobre wspomnienia”, Kazimiera Pawluk
B. Chrzest. Wychowanie dzieci.
Wszystkie dzieci z naszej rodziny, urodzone na kolonii, oczywiście w domu, odbierała przy porodzie “babka Kazimierczycha”. Po porodzie mama prawie zaraz wracała do obowiązków domowych (unikając „ciężkiego” dźwigania i “dalekiego” wychodzenia). Stosunkowo szybko zawsze odbywał się chrzest. Imię wybierali rodzice, czasami rodzeństwo, częściej kumowie. Zaproszenie w kumy było wyróżnieniem, chociaż wiązało się z wydatkiem. Chrzestny płacił “za metrykę”. Powinnością chrzestnej było ubrać dziecko do chrztu. Chrzestnymi w mojej rodzinie zostawali kuzyni lub bliscy sąsiedzi. Do kościoła jechali (odświętnym wozem) tylko chrzestni, opiekując się niemowlęciem i tato jako woźnica. Mama była wprowadzana do kościoła podczas innej ceremonii – znacznie później. Po naszemu nazywano to “do wwodu”. Chrzest nie był wkomponowany w liturgię Mszy św.
Pamiętam dość liczne i głośne chrzciny młodszej siostry Helenki. Po przyjęciu goście tańczyli przy muzyce z patefonu (cóż to był za cud techniki!). Starsze dzieci (i domowe i przyjezdne) nie mogły być wtedy razem z dorosłymi (tak – jak i na gościnach z innych okazji). Dostawały jedzenie normalnie w kuchni i organizowały samopas zabawy w zależności od pogody w sieni lub na podwórku – ciekawskie podglądały przez okna lub czatowały przy drzwiach do pokoju.
„Nowe” dziecko spało w wiklinowej podłużnej kołysce zawieszonej do belki podtrzymującej sufit. Kiedy podrastało i zachodziła obawa, że stamtąd wypadnie, mama brała na noc do siebie lub układała ze starszym rodzeństwem. Opiekę nad takim malcem także przeważnie sprawowało starsze rodzeństwo. Mając ogrodzone podwórko i zakrytą studnię, „najbliższy świat” poznawaliśmy samodzielnie już nawet na czworakach. Gorzej było jesienią i zimą, gdy trzeba było zająć się czymś i nie przeszkadzać dorosłym. Starsze rodzeństwo przy lampie naftowej odrabiało lekcje, a rodzice też nie mieli czasu. Atrakcją były odwiedziny sąsiadów – wtedy można było słuchać ciekawych, a czasem strasznych opowieści o duchach, wilkach lub wspomnień o pobycie w wojsku i dalszych podróżach. Jednak dzieci nie mogły włączać się do rozmowy starszych, chyba że rodzice chcieli pochwalić się naszą „mądrością lub umiejętnością”.
C. Ślub i wesele
Najbardziej zgodne z ówczesną miejscową tradycją było wesele mojej starszej siostry Moniki. Odbyło się ono 1 lipca 1958 roku. Moim szwagrem został Józek Poźniak, mieszkający niedaleko, także na kolonii – sąsiedniej wsi Poganica.
Jako narzeczeni znali się dość długo, ale spotykali się tylko w drodze z kościoła lub umawiali się na wiejska zabawę taneczną. W czasie wakacji niekiedy (za namową mamy) uczestniczyłam w tych potańcówkach. Odbywały się one w prywatnych domach. Nasza wiejska młodzież raczej zgodnie bawiła się, przeważnie jeszcze wtedy w parach. Lubiła tańce szybkie (polki, oberki). Do tańca przygrywał harmonista, czasem jeszcze skrzypek, rzadziej perkusista (werbel, “buban”). W przerwach między tańcami śpiewano melodyjne piosenki, głównie o miłości. Najdłuższy po takiej zabawie był poniedziałek, bo tato normalnie budził do pracy polowej od samego rana.
Do zamążpójścia Monika mieszkała z rodzicami, miała więc sporo miejscowych koleżanek i kolegów. Nie był potrzebny rajek (do poznania się). Swat “Wiktul” (Wiktor Bakun) towarzyszył Józkowi w umówinach i został gospodarzem wesela. Wesele poprzedziły trzy zapowiedzi kościelne – narzeczeni pochodzili z parafii Sokolany.
Po wyznaczeniu terminu wesela siostra z najlepszą koleżanką – starszą druhną – Heleną Bierko – obchodziły prawie wszystkich sąsiadów, zapraszając na wesele. Tam, gdzie była młodzież, zapraszano „w wesele”. Uzgadniali więc, kto z kim jedzie do kościoła, dobierano pary; drużbowie musieli zadbać o „pojazdy” własne, a często pożyczone od zamożniejszych sąsiadów. Druhny uczestniczyły w ślubie w białych, długich (przeważnie procesyjnych, często pożyczonych) sukniach. Wesela zawsze odbywały się w środku tygodnia – śluby w godzinach rannych – taki wówczas był nakaz kościelny.
Krewnych zamiejscowych także osobiście zapraszała panna młoda, wtedy powoził zwykle tato. Przed weselem było moc roboty, uzgodnień, terminów. Przygotowywano zapasy produktów spożywczych, wypożyczano naczynia i sztućce, zabito świniaka i chyba cielaka. Tato zrobił odpowiednich wymiarów stoły z desek na mocnych krzyżakach oraz masywną, długą na całą komórkę półkę – regał, na chleb i „pierogi”. Pan młody miał zadbać o alkohol (wódkę weselną) i jedzenie (ale tylko dla swoich gości „na wyjezdne”).
U nas doskonałe potrawy i wypieki przygotowywała przez kilka dni nasza ciocia – „wujenka Lodzia”, która była „etatową” kucharką, nie tylko, rodzinną.
Wesele było bardzo liczne i huczne (“bojkaje”). Do ślubu jechało 12 ”balonówek” – strojnych wozów na gumowych kołach! (nie każdy gospodarz u nas już wtedy taki posiadał). Na każdym wozie siedziało 5 – 8 osób.
Wesele zaczynało się wyjazdem od pana młodego. Tam zbierała się jego rodzina i drużba. Po krótkim poczęstunku, błogosławieństwie rodziców i pożegnaniu z bliskimi orszak od młodego w towarzystwie muzykantów przybył do nas. Nasi goście łączą się (poznają się) z gośćmi młodego – przeważnie wiedziano, kto z kim pojedzie do kościoła (5 km) i będzie dotrzymywać towarzystwa w czasie ślubu i wesela.
Młody przywiózł bukiet (wiązankę – „wianek”), który wręczył młodej – oczywiście była wierszowana deklamacja druhny i drużbanta – „starszych”. Starszym drużbantem Józka był jego najlepszy kolega i najbliższy sąsiad Albin Bałakier.
Druhna przypięła wszystkim mężczyznom – weselnikom ozdobne białe kokardki. Żonatym po prawej stronie, a kawalerom po lewej. Nastąpiła bardzo uroczysta chwila. Państwo młodzi klęczą przed rodzicami, którzy ich święcą i błogosławią.
Do ślubu panna młoda jedzie jako pierwsza w orszaku ze starszą druhną, swoimi siostrami i braćmi, powozi kuzyn z Bobrownik. W drugim wozie jechał młody w towarzystwie starszego drużby i jego brata (który przygotował strojny pojazd), swata i swoich sióstr (Marianny i Lodzi).
Dalszy ciąg kolumny weselnej szybko się formuje. Nikt nie chce być ostatni, ale tu starsi wiekiem uczestnicy wesela ustępują młodszym, starają się czuwać nad bezpieczeństwem orszaku. Po drodze druhny rzucają stojącym dzieciom „kaczki” i cukierki. Jeśli natrafiają na “bramę” – ozdobną przeszkodę zrobioną przez dorosłych – drużba lub swat wykupują dalszy przejazd alkoholem.
Na placu obok kościoła najdłużej zatrzymują się przy wozach powożący, aby uwiązać i dać obrok koniom. Młodzi i drużbowie szli na plebanię podpisać akt ślubu. Reszta gości czekała przed kościołem. (Ceremonia ślubu odbywa się podobnie jak obecnie.)
Po uzupełnieniu podpisów państwo młodzi zajmują przygotowane miejsca w kościele, a za nimi starsi – też mają klęczniki. Reszta młodzieży ustawia się równym szpalerem wzdłuż kościoła. Po ślubie młodzi szli do ołtarza Matki Bożej i tam po krótkiej modlitwie młoda zostawiała swoją wiązankę (“wianek“).
Niestety, nie było wówczas fotografa (o kamerzyście nie wspominając). Zachowały się jedynie zdjęcia zrobione przez samouków).
Po uroczystości kościelnej wszyscy wracają do domu weselnego panny młodej, gdzie w jej mieszkaniu (w obu pokojach) czeka przygotowana uczta dla gości. Na przywitanie państwa młodych muzykanci grali marsza weselnego, a rodzice witali chlebem i solą. Przy śpiewie miejscowych druhen goście zajmują miejsca. Oczywiście honorowe, udekorowane należało się „młodym” i „starszym”. Ceremonię prowadził swat, usługiwali przeważnie nasi starsi bracia (Franek i Marian). W kuchni i komórce “rządziła” wujenka, przy mojej dość wydatnej pomocy.
Uczta, suto zakrapiana – w większości bimbrem, trwała kilka godzin. Potem były tańce (w udekorowanej zielenią stodole na uprzątniętym klepisku), oczepiny, zmiana sukni przez pannę młodą, a wcześniej publiczne „darzenie”. Znamienitszych gości wymieniał swat według pokrewieństwa. Ci podchodzili i składali podarki, raczej w naturze, czasem w formie umownej, np. położona czapka oznaczała żywą owcę, po którą małżonkowie po weselu zgłaszali się w ustalonym terminie.
Zabawa trwała dalej – przerywana posiłkami lub przyśpiewkami. Niektórzy miejscowi goście wracali do siebie – trzeba było zająć się inwentarzem żywym i przygotować się do normalnych obowiązków w następnym dniu. Przed zmierzchem wytrwali goście (przeważnie rodzina) oraz państwo młodzi jechali razem z “prydanymi” do domu Józka.
Siostra zwyczajowo w posagu od rodziców otrzymała krowę i kufer, gdzie mieściła się odzież świąteczna, bielizna osobista i pościelowa, dywany, „dywańczyki” oraz obrusy, serwety i ręczniki (tkackie dywany dwuosnowowe wykonywała nasza wujenka Lodzia z Nowinki). Oddzielnie była związana pierzyna. W innym tobołku były spakowane samodziałowe chodniki. Większość rzeczy siostra wykonała lub odpracowała sama – umiała „obrabiać włókno lniane”, prząść, tkać na krosnach, a także haftować i „robić” na drutach. Z domu rodzinnego brała także jeden większy „święty” obraz (Monika miała wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej). Drobniejszy inwentarz (świnkę i kury), a także niektóre sprzęty i naczynia otrzymywała później lub wypożyczała – “na wieczne oddanie”.
Tato początkowo nie pochwalał wyboru męża przez Monikę, później jednak lubił spotykać się z zięciem, często służył mu radą i pomocą. Jedynie z nim mógł rozmawiać na gospodarskie tematy. Przez długi czas wspólnie ustalali terminy prac polowych, bo mieli “spółkę”. Każdy miał po jednym dobrym roboczym koniu, a najczęściej do cięższych prac potrzebna była para. Mieszkając blisko, młodzi małżonkowie mogli także zawsze liczyć na dziadków przy opiece i wychowywaniu wnuków. Później to dzieci siostry Moniki najczęściej odwiedzali dziadków.
D. Boże Narodzenie
Boże Narodzenie łączy w sobie tradycje chrześcijańskie z pogańskimi obchodami początku nowego roku słonecznego. Są to najradośniejsze święta rodzinne. Poprzedzał je okres Adwentu. W kościele odprawiane są roraty. Odbywa się także przedświąteczna spowiedź. Od najmłodszych lat czekaliśmy na te święta, chociaż wtedy w mojej rodzinie były o wiele skromniejsze niż obecnie. Raczej mało kto liczył na prezenty od Mikołaja, nie znano jeszcze świecidełek choinkowych, a i sama wieczerza wigilijna była dość uboga, ale i tak różniła się znacznie od posiłku codziennego. Spożywaliśmy ją razem, zgodnie, uroczyście i odświętnie. W Adwencie starsze rodzeństwo (najpierw Franek, później Monika) przygotowywało ozdoby na choinkę z papieru kolorowego, słomek i bibułki. Były więc łańcuchy, gwiazdki i imitacja bombek. Do zakupionych główek aniołków dorabiano bibułkowe sukienki.
Starsi chłopcy ze wsi konstruowali ozdobną gwiazdę, umocowaną na drążku poruszaną przy pomocy sznurka. Uczyli się także śpiewania kolęd i składania życzeń. Tato wspominał swoje chodzenie z Herodem i przytaczał wypowiadane wówczas kwestie. Czekaliśmy na przybycie organisty z opłatkami, który w zamian otrzymywał ziarna zbóż.
Bliżej świąt dokładniej sprzątano dom i obejście, odświeżano i uzupełniano świąteczną garderobę. Nasz cioteczny brat (Janek Baranowski) przywoził zamówione wcześniej walonki własnoręcznie wykonane, które później zakładaliśmy razem z kaloszami.
Było także najczęściej świniobicie, przygotowywano mięsne przetwory i wyroby, wędzono szynki i kiełbasy.
W przeddzień Wigilii mama piekła chleb i ciasto. W dniu Wigilii dużo czasu zajmowało mamie utarcie namoczonego na noc maku. Ucierało się wałkiem w dużej glinianej chropowatej makutrze (u nas nazywano ją “wierciaszka”). W tym czasie na płycie kuchennej terkotał pęczak do kutii, a także gotowały się suszone grzyby na barszcz, parzył się owsiany kisiel.
Około południa ubierano choinkę ozdobami wcześniej wykonanymi. Czasami dodawano cukierki w kolorowych papierkach, rajskie jabłuszka, ciastka własnego wypieku, orzechy w barwnym opakowaniu i watę imitującą śnieg.
Przed wieczorem ojciec przynosił sporą wiązkę pachnącego siana – część rozkładał dość grubo na kuchennym stole, resztę umieszczał w kącie na ławie. Na tym stawiano kutię – główną potrawę wigilijną. Na stole przykrytym białym obrusem, jeszcze swojskim – lnianym, leżały opłatki, którymi dzielono się po modlitwie i życzeniach.
Posiłek zaczynaliśmy od kutii, później był najczęściej barszcz grzybowy, ziemniaki gotowane w mundurkach (które każdy obierał samodzielnie, oraz wspomniany kisiel i kompot z suszu owocowego. Za okrasę służył olej z prażoną cebulką.
Ryby lub śledzia nie było gdzie i za co kupić. Pamiętam, iż ucząc się już w drugiej klasie liceum w Sokółce (był rok 1954) w pierwszy dzień ferii zimowych wcześnie rano stanęłam na podwórku w długiej kolejce przed sklepem rybnym, aby kupić śledzie. Wyszłam prawie po czterech godzinach („wymaglowana”) z ocalałym chyba jednym guzikiem u palta, ale z dwoma mocno solonymi całkowitymi śledziami z beczki. Tato później nie pozwolił ich długo moczyć i podzielił w miarę równo na osiem części; sam długo lizał głowy.
Z biegiem czasu nasze rodzinne wigilijne menu się wzbogacało, ale obecnych przy stole ubywało.
Przypominam sobie również, że około Bożego Narodzenia zaczęły pojawiać się w sprzedaży pierwsze pomarańcze. Przywiozłam je do domu rodzinnego jako pierwsza, już będąc nauczycielką, chyba w 1960 r. Znów stoi mi przed oczyma tato z tą pomarańczą, cieszący się wyglądem i zapachem, a nie mający odwagi jej skosztować.
Po obfitej kolacji wigilijnej resztkami dzielono się z krowami, owcami i pieskiem,. Wszystko zostawiano na stole nie sprzątając, bo wierzono, że mogą tu w nocy zajrzeć duchy zmarłych domowników. Jedliśmy łyżkami z większych wspólnych misek.
Przechodziliśmy do pokoju, gdzie była ustrojona choinka i tam śpiewaliśmy kolędy, ale raczej krótko, gdyż dorośli szykowali się do kościoła na Pasterkę. Czasami wyjeżdżano sankami, jeśli leżał odpowiedni śnieg, częściej szło się gromadnie z kimś zaopatrzonym w latarkę.
Pierwszy dzień Bożego Narodzenia spędzano przeważnie w rodzinnym gronie na wypoczynku i objadano się do syta wyrobami mięsnymi po dłuższym adwentowym poście.
W tym dniu niczego nie gotowano, najwyżej odgrzewano.
W drugim dniu świąt także obowiązkowo trzeba było pójść do kościoła, a później można było się odwiedzać lub przyjmować gości.
Po południu czekano na kolędników i „herodów”, którzy w zamian za kolędę otrzymywali datki, najczęściej „w naturze”: kawałek placka, pętko kiełbasy.
Domownicy musieli jednak być czujni, bo często przebrany za diabła kolędnik sam lubił ściągać spod okapu kiełbaskę, a nawet sięgnąć po pozostawiony szalik, czapkę czy krawat. W takim dniu i w takim przebraniu czuł się bezkarny (czasami później domagał się wykupu za oddanie tych rzeczy).
E. Wielkanoc
Wielkanoc jest w polskiej tradycji najważniejszym, najstarszym i najradośniejszym świętem religijnym. To Zmartwychwstanie Pańskie, koniec Wielkiego Postu, czas odradzania się przyrody.
Święta poprzedza trwający 40 dni Wielki Post. W naszym domu mama dość rygorystycznie przestrzegała zaleceń kościelnych. Mięso znikało prawie całkowicie ze stołu. W te dni spożywano: kaszę, ziemniaki, żur, barszcz, kwas z cebulą, kiszoną kapustę, owsiany kisiel oraz prażony groch i bób. Czasami – w okresie późniejszym – pojawiały się śledzie. Ograniczono także spożywanie mleka i jego przetworów.
W tym czasie trzeba było wystrzegać się głośnych rozmów, wesołych spotkań i śpiewania „nie świętych” piosenek. Należało więcej się modlić i umartwiać, pamiętać o wspomaganiu biednych.
Z odległości czasu miło jednak wspominam piękny zwyczaj wielkopostny obchodzony na naszych racewskich koloniach. Trzy razy w tygodniu: we środy, piątki i niedziele w kolejnych domach spotykali się starsi i młodzież – szczególnie zapraszani byli kawalerowie – na czytanie „Drogi Krzyżowej” i śpiewanie pieśni wielkopostnych. Każdy chłopak z sąsiedztwa czuł się zaszczycony, zajmując miejsce przy stole z lampą naftową, aby przeczytać rozmyślanie i modlitwę należącą do kolejnej „Stacji”. Zawsze starałam się zdążyć przyjechać „ze szkół” (z internatu), by uczestniczyć w takim nabożeństwie.
Najbardziej, jako prowadzącego modły, zapamiętałam sąsiada Tadeusza Bierko. Czasami zastępował go Czesław Prokorym. Pięknie śpiewali, wyraźnie czytali – dawali dobry przykład innym młodzieńcom, którzy także zaopatrywali się w teksty nawet mało znanych, dawnych pieśni. Do dziś brzmi mi w uszach bardzo długa, rzewna pieśń (opiewająca mękę i śmierć Chrystusa), zaczynająca się od słów: „Jużem dość pracował dla Ciebie człowiecze, 30 lat i 3, na tym nędznym świecie”. Śpiewano ją przeważnie w piątki, z podziałem na głosy kobiet i mężczyzn. Pieśń krążyła w ręcznych odpisach. Żałuję, że jej nie ocaliłam.
W ciągu Wielkiego Postu wiejskie kobiety po porannym obrządku i wyprawieniu dzieci do szkoły zajmowały się praniem, szyciem, naprawą odzieży, przędzeniem i tkaniem. Starano się przygotować garderobę i wystrój domu na cały sezon wiosenno – letni. Bliżej Świąt przystępowano do wiosennych porządków. Uczestniczono też w wielkopostnych rekolekcjach.
Okres Wielkiego Postu kończy się Wielkim Tygodniem, szczególnie bogatym w tradycje i zwyczaje. Był to zawsze bardzo pracowity tydzień, poświęcony sprzątaniu, gotowaniu – a przede wszystkim – modlitwie i obecności w kościele. A od nas do kościoła było ok. 5 km – samo dojście i powrót zajmowały minimum 2 godziny, jednak bez większych oporów poddawaliśmy się temu obowiązkowi – i dobrze!
W Wierzbną (Palmową) Niedzielę szliśmy wszyscy do świątyni z gałązkami wierzbowymi, przystrojonymi w kwiaty, liście i wstążki. U nas dbała o to szczególnie moja starsza siostra – Monika. Znacznie wcześniej ścinała i wkładała do wody wierzbowe rózgi, aby pojawiły się na nich zielone listki. Tylko mężczyźni w kościele mieli pojedyncze wierzbowe gałązki. „Palmy” poświęcone w kościele przechowywano za „świętymi” obrazami. Później brał je tato na pole podczas wiosennej orki.
W Wielki Poniedziałek lub Wtorek było u nas przeważnie świniobicie. Przy tej czynności pomagał zamówiony wcześniej sąsiad, a w czasach późniejszych szwagier – Józef, mąż Moniki. Mama z siostrą miały więc sporo roboty, ale wiadomo było, że na Święta będą świeże: kiełbasa, szynka, galareta i salceson („świeżynka”).
Cały Wielki Tydzień upływał pod znakiem przygotowań i oczekiwań na Wielką Niedzielę.
W Wielką Środę zaczynały się ferie wiosenne – zjeżdżaliśmy do domu. Powitaniom, opowiadaniom i wspomnieniom nie było końca. Każdego także czekała jakaś – zaplanowana przez rodziców – praca. Popołudniami szliśmy na wielkopostne nabożeństwa, przypominające ostatnie dni życia Chrystusa.
W Wielki Czwartek gruntowne sprzątanie domu i obejścia, obowiązkowa kąpiel, pranie odzieży przywiezionej przez braci (w akademikach nie było warunków). I … do kościoła, na przypomnienie Ostatniej Wieczerzy.
W Wielki Piątek przeważnie pieczono chleb i ciasta, a w Wielką Sobotę szykowano „święconkę” i inne potrawy na Święta. Przede wszystkim w cebulniku – wywarze z łupin cebuli – farbowano sporą ilość jajek (u nas przynajmniej pół kopy, czyli 30 jaj). Otrzymywało się kolory od jasnożółtego po czerwony. W miarę wolnego czasu zdobieniem jaj lubił zajmować się brat Franek. Wybierał także kilka jajek o najmocniejszych (jego sprawdzonym sposobem) skorupkach, aby w czasie Świąt bawić się z kolegami w „Wybitki”. I do kościoła … na adorację Krzyża i Grobu Pańskiego.
W wielką Sobotę z rana tato wędził mięsiwa i kiełbasy, a także obierał i tarł chrzan. Była to jedna z nielicznych potraw – przypraw sporządzanych przez ojca (Lubił chrzan ostry (krzepki) – prawie bez dodatków.) Chyba także – prawie do końca swojego życia – to Tato nosił pokaźnych rozmiarów prostokątny, wiklinowy kosz (”korzinkę”) z potrawami do święcenia. W czasach mojego dzieciństwa w kościele w Sokolanach pokarmy święcono także po rezurekcji w Niedzielę Wielkanocną. W przyozdobionym koszu umieszczano: chleb, sól, kiełbasę, chrzan, ciasto oraz oczywiście jajka – każdemu domownikowi po 1 – kolorowym. Kolorowe gotowane jajka dawano także przykościelnym żebrakom i samotnym, starszym „tercjarkom”, które dbały o porządek w kaplicy. Oprócz tego kilka jajek (ale już surowych najświeższych) składano do specjalnego kosza na rzecz mieszkańców plebanii.
Było więc naprawdę sporo do dźwigania – a tato nie lubił w Wielkanoc jeździć furmanką, bo po uroczystości powożący urządzali wyścigi w szybkości powrotu z kościoła (ojcu szkoda było koni, a nie „honor” wlec się na końcu). Z kościoła tato przynosił w butelce świeży zapas wody poświęconej w Wielką Sobotę.
Zaraz po powrocie „święcił” nią: dom, stodołę, inwentarz i całe obejście. Kiedy wszyscy domownicy dotarli do domu, zasiadaliśmy do wspólnego, świątecznego śniadania, podczas którego zjadaliśmy przede wszystkim wszystkie potrawy „na zimno”. W tym dniu nie wykonywano żadnych prac domowych; u nas raczej nigdy nie gotowano, najwyżej odgrzewano. Nareszcie można było raczyć się do woli przetworami mięsnymi. Smakował także, ugotowany na mleku, swojski (domowy) makaron.
Wielką Niedzielę spędzano rodzinnie, na odpoczynku i radowano się z przebywania razem wszystkich członków rodziny. Odpoczynek przydawał się szczególnie Monice, która po nabożeństwie w Wielką Sobotę nie wracała do domu a zostawała, by czuwać razem z innymi wiernymi całą nos przy Grobie Pańskim. Czasami w kościele w te noce także przebywał i modlił się najstarszy brat – Franek.
Drugi dzień Świąt kojarzy mi się z odwiedzinami kuzynów i sąsiadów, którzy przynosili młodszemu rodzeństwu „włóczenno”. To rodzice chrzestni mieli obowiązek pamiętać o obdarowaniu swoich chrześniaków: kolorowymi jajami, słodyczami, zabawkami lub pieniążkami. Trochę im tego zazdrościłam, bo niestety moja chrzestna – Stasia Baranowska – szybko zmarła, a chrzestny – Bolek Mruczek – wyjechał z kraju.
W naszej rodzinie nie było zwyczaju oblewania się wodą, a przy zabudowie kolonijnej – do sąsiadów mieliśmy dość daleko – a i studnie też były głębokie.
W poniedziałek Wielkanocny przyjmowaliśmy „wołoczebników”, którzy śpiewali pieśni religijne i składali życzenia, za co otrzymywali datki – najczęściej w postaci jajek albo poczęstunku.
Mieszkańcy wsi przeważnie świętowali jeszcze trzeciego dnia. Radosny duch Świąt Wielkanocnych pozostał do dziś.
F. Zwyczaje i obrzędy żniwne
„W kalendarzu rolniczym w czasie lata rozpoczynano zbiory płodów rolnych, a przede wszystkim zbóż. Żniwa były kulminacyjnym momentem całorocznej obrzędowości agrarnej.* [Artur Gaweł “Zwyczaje, obrzędy i wierzenia… Kraków 2009 s.245]
Termin rozpoczęcia żniw był uzależniony od czasu dojrzewania poszczególnych zbóż. Najwcześniej przeważnie zaczynano od zbioru żyta rosnącego na pagórkach, ale także zbierano zboża niskopienne, aby zapobiec ich wysypywaniu się.
Już zaznaczałam, że u nas pszenicę długo żęto sierpami. Jeśli to było konieczne – sierpem ścinano także przejrzały jęczmień. Wówczas robiono to raniutko jeszcze z rosą.
Żyto zawsze było koszone przez ojca kosą z kabłąkiem, a podbieraczkami były kobiety. Ciężka to była praca i trwała całymi dniami z krótką przerwą na obiadowy posiłek i poklepanie kosy. Wszyscy jednak cieszyli się, jeśli rok był urodzajny, a żniwa pogodne. Skoszone zboże pod wieczór wiązano powrósłami w snopki (najsprawniej robił to brat Marian), które równym rzędem ustawiano w tzw. dwunastki, zboża jare – w dziesiątki.
Jeśli kończono koszenie dojrzałego zboża w środku dnia, a bliski sąsiad także miał niewiele do zebrania, szliśmy mu pomagać, a później razem świętowaliśmy dożynki.
Czasami zdarzało się, że akurat żniwa wypadały 22 lipca, wtedy ktoś (dzieci) musiał pilnować, czy „gościńcem” nie jedzie milicja, która surowo karała za pracę w święto państwowe.
Księża natomiast łatwiej rozgrzeszali (szczególnie podczas trudnego lata) za niedzielną zwózkę zbiorów z pola. Dla ułatwienia spełniania obowiązku katolickiego latem odprawiano jedną mszę św. dość wcześnie.
Gdy żniwa dobiegają końca i ścina się już prawie ostatnie kłosy, kilkanaście z nich zostawiało się na „plonkę” (nasza miejscowa nazwa). Najczęściej siostra Monika z młodszym rodzeństwem (wcześniej ciocia Antosia) stroiły tę ostatnią kępę zboża w kwiaty polne i ogrodowe. Dodawano mocną gałąź jarzębiny z dojrzewającymi owocami i wiązano kolorowymi nićmi lub wstążeczkami. Przepiórkę dokładnie się opiela, żeby na przyszły rok nie było chwastów. Potem koliście układa się wokół kamienie polne, aby zapewnić dobre plony na przyszłość. „Plonka” zdobiła ściernisko do jesiennej orki.
Zaraz po ustrojeniu pola „plonką” przystępowaliśmy do zrobienia z wybranych, dorodnych kłosów żyta i innych zbóż (jeśli jeszcze były na polu) ładniej wiązanki dożynkowej, którą święcono w kościele w dniu Matki Boskiej Zielnej po dodaniu do niej kwiatów, warzyw i owoców. U nas dożynkową wiązankę (wieniec – “praźmo” po naszemu) niosła do domu Monika, a w tym czasie bracia już czatowali, aby jak najmocniej oblać ją wodą, dla zapewnienia urodzaju w przyszłym roku.
W nagrodę za przyniesienie “praźma” do domu córka otrzymywała od ojca wykup.
Wszyscy cieszyliśmy się (czasami rodzinnie, najczęściej wspólnie z sąsiadami) z zakończenia żniw.
G. Odpusty
Raczej od początku istnienia naszej parafii w Sokolanach, tzn. od 1618 r. kościół parafialny był pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Główna uroczystość odpustowa odbywała się niezmiennie 6 sierpnia. „Święto Przemienienia Pańskiego jest obchodzone od IV wieku na pamiątkę cudownej przemiany Chrystusa na górze Tabor, której świadkami byli Jego uczniowie – Jakub, Jan i Piotr, a także prorocy Eliasz i Mojżesz. Święto to początkowo obchodzono tylko w kościele wschodnim. Dopiero w połowie XV wieku papież Kalikst III wprowadził je do kościoła Zachodniego.”*[Artur Gaweł “Zwyczaje, obrzędy i wierzenia… Kraków 2009 str.292]
W dniu Przemienienia Pańskiego obowiązywał zakaz wykonywania prac polowych. Uroczystość ta przyciągała do Sokolan wiernych z bliskich i dalekich stron. Pielgrzymi gromadzili się już w przeddzień głównych nabożeństw. Nocowali w okolicznych domach i stodołach.
Każda rodzina mieszkająca w tej parafii w sposób szczególny przeżywała odpust. Już przeważnie było po żniwach. Więcej czasu więc zajmowało odświeżenie domu, sprzątnięcie obejścia, zrobienie zapasów żywności, przygotowanie napojów i trunków. Domowym sposobem robiono oranżadę, podpiwek, kwas chlebowy. Czekano na przyjezdnych kuzynów z innych parafii. U nas najczęściej gościła wtedy rodzina Mruczków z Jałówki; stamtąd pochodziła nasza babcia Anna. Czasami przyjeżdżali Baranowscy z Bobrownik (tam wyszła za mąż siostra taty – Stefania) lub Kozły z Nowinki (skąd pochodziła nasza mama). Młodzież liczyła na nowe znajomości lub odnowienie starych.
Kościół także był pięknie przygotowany, odnawiany, dekorowany wieńcami ze świeżej zieleni. Częściej odbywały się próby chóru i asysty procesyjnej.
Z bliższych i dalszych miejscowości przybywali pątnicy. Szło się piechotą, boso, niosąc obuwie przewieszone przez ramię. Nasza świątynia znajdowała się na wysokim wzniesieniu. U podnóża płynął strumyk, w którym myło się nogi, a na licznych i wysokich schodach dopiero nakładało się obuwie.
Wzdłuż schodów rozkładali swoje prowizoryczne kramy straganiarze i handlarze, którzy w tym dniu także licznie ściągali w celach zarobkowych. Na odpust przybywali żebracy i głośną modlitwą lub śpiewem domagali się o datki.
Główną częścią uroczystości była suma o godz. 12-tej. Uczestniczyło w niej czasami kilka tysięcy wiernych. Księży było dużo, sporo z nich spowiadało w konfesjonałach (czasami prowizorycznych) na wolnym powietrzu w cieniu ścian lub wysokich drzew. Mszę świętą także odprawiano na zewnątrz przed wejściem do kościoła. Kazanie było długie, odpustowe. Niestety, brakowało nagłośnienia, a uczestników zagłuszających sporo. Kilkunastoletni chłopcy zdążyli kupić upragnione trąbki albo korkowce i mimo napomnień – hałasowali.
Gdy uroczystość kościelna skończyła się, robiło się tłoczno przy długich szpalerach straganów. Każdy starał się kupić chociaż drobną pamiąteczkę, dzieci domagały się lodów (prosto z beczki), a mężczyźni raczyli się piwem.
Później szukano swoich i gości, aby zabrać się z nimi na furmankę i dojechać do domu na świąteczny posiłek. Latem była to jedna z nielicznych okazji do spotkań rodzinnych. Podczas pożegnania każda rodzina zaprasza do swojej parafii na odpust w Majewie (ostatnia niedziela sierpnia – M. B. Częstochowskiej) i wtedy gościć u Mruczków. Mama zabiegała o wspólny wyjazd do Różanegostoku. Czasami także wyprawiano się do Sidry na odpust, aby odwiedzić dalszą rodzinę – Kostryckich, a nawet do Zalesia. Tam mieszkali nasi krewni Maliccy.
Na wsi imieniny, czy tym bardziej urodziny nigdy nie były z udziałem gości, dlatego wszystkie życzliwości i gościnności uzupełniano w odpust.
H. Zamiast zakończenia
„Sokólszczyzna to kraina kiedyś bardzo związana z kultem religijnym. Niestety, postępujący i niepokojący spadek ludności, spowodowany wymieraniem starszej wiejskiej generacji, przyczynia się do zaniku lub zubożenia dawnych tradycji, zwyczajów i ludowej kultury, będącej cząstką naszego dziedzictwa. Dogorywają wiekowe domostwa, dworki czy wiatraki, które były ozdobą wiejskich osad, utkanych wśród lesistych pagórków i kwiecistych łąk na wschodnich rubieżach.
Tamten świat, przed 1939 rokiem, który nie był tak bardzo agresywny i zdegradowany, gdyż był oparty na wartościach dekalogu, odchodzi już chyba bezpowrotnie. Z sentymentem wracam często myślami do ciekawych tradycji wiejskich…”
* [Tadeusz Gajdzis “Wolność krzyżami znaczona…” Białystok 2003 str. 548]
A ja wiem, że jestem ze wsi
I coraz bardziej tęsknię za domem,
I wracam do gniazda.
Wprawdzie czuję się tam
Coraz bardziej obco i samotnie,
bo rówieśników coraz mniej,
rodzina ma swoje sprawy…”
ks. bp Józef Zawitkowski
Bibliografia
1) Gajdzis Tadeusz “Wolność krzyżami znaczona… 1863 - 1920 - 1939” Białystok 2003.
2) Gaweł Artur, „Obrzędowość wiosenna na Podlasiu”, Białystok 2001.
3) Gaweł Artur “Zwyczaje, obrzędy i wierzenia agrarne na Białostocczyźnie od połowy XIX do początku XXI wieku” Kraków 2009.
4) Br. Cherubin Złotorski “Zwyczaje wsi Podlasie w połowie XX wieku.” Biała Podlaska 2006.
5. Gloger Zygmunt, „Rok polski w życiu tradycyi i pieśni”, fragmenty: Stopka, Łomża 1988.
6. Szymanderska Hanna, „Polska Wielkanoc”, Warszawa 1991.
Jadwiga Parzyszek
|
|