22 stycznia 2025
Środa, 22 dzień roku

Imienieny obchodzą:
Anastazy, Wincenty, Wiktor
Realizowane projekty Strona główna / Realizowane projekty / Międzynarodowe / CONGENIAL / 5. Pogrzeby 

5. POGRZEBY

 

1. "Ostatnie pożegnanie" - Krystyna Szewczyk

2. "Obrzędy pogrzebowe na wsi podlaskiej" - Jadwiga Łuckiewicz


 


 

1. OSTATNIE POŻEGNANIE

            Tradycja katolicka w naszej kulturze wymaga godnego pożegnania osoby zmarłej poprzez wystawienie zwłok, modlitwę żałobników, nabożeństwo w kościele i pochówek na cmentarzu grzebalnym. „W momencie śmierci bliskiego uderza człowieka świadomość niczym nie dającej się zapełnić pustki” (Józef Tischner), rozpacz i żal przepełniają serca przez długie lata.

            Moje dzieciństwo było związane z uroczystościami pogrzebowymi, ponieważ babcia Marianna, kobieta pobożna, miała wielu krewnych i znajomych w Wasilkowie, dlatego sumiennie wypełniała polecenie miłosierdzia – „umarłych pogrzebać”. Po wojnie nie było domów pogrzebowych, trumna z osobą zmarłą stała przez trzy dni w domu.

            Wiadomość, że ktoś odszedł z tego świata, elektryzowała mieszkańców małego miasteczka. Babcia Marianna, okryta wełnianą chustą w ciemną kratę, trzymając mnie za rękę i przykazując, żebym zachowywała się grzecznie, szła do domu żałoby modlić się przy trumnie. O dziwo, osoby zmarłe nie budziły mego strachu, nudziłam się słuchając monotonnych pacierzy, patrzyłam ze zdziwieniem na zasłonięte lustra, próbowałam znaleźć jakieś zajęcie, ale karcący wzrok babci przywoływał mnie do porządku. Bałam się, że po powrocie do domu babcia zakomunikuje rodzicom: „Więcej tego czorcionka ze sobą nie wezmę” i „awantura” gotowa.

            Ciekawsze były wieczorne spotkania, wtedy śpiewano żałobne pieśni, bardzo długie i żałosne – zmarły żegnał w nich swoją rodzinę, przyjaciół, sąsiadów, prosił Boga o przebaczenie grzechów i zbawienie duszy. Pogrzebowi śpiewacy mieli grube stare zbiory tych rzewnych utworów.

            Trumnę ze zmarłym, podczas wyprowadzenia do kościoła pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego nieśli na ramionach krewni i znajomi. Orszak żałobny prowadził proboszcz parafii wasilkowskiej ksiądz Wacław Rabczyński wraz z organistą. Poprzedzali ich mężczyźni z czarno – białymi chorągwiami i krzyżem. Nie było jeszcze zwyczaju niesienia wielu wieńców czy wiązanek. Za trumną postępowali członkowie najbliższej rodziny – ubrani na czarno, za nimi krewni, sąsiedzi i znajomi.

            Nabożeństwo żałobne w kościele nie trwało długo, nie odprawiano jeszcze mszy świętej. Przy trumnie ustawionej na katafalku ksiądz z organistą śpiewali egzekwie. Eksportacja na cmentarz czasami miała charakter bardziej uroczysty – trumnę wieziono pięknym karawanem (był własnością parafii), ciągnionym przez parę koni. Wtedy marzyłam, żeby tak wyglądał w przyszłości mój pogrzeb.

            Nekropolia wasilkowska, położona w pewnej odległości za miastem, była po wojnie skromnym miejscem spoczynku, dopiero w latach pięćdziesiątych XX wieku ksiądz W. Rabczyński zaczął wznosić zespół budowli – pojedynczych figur i kompozycji rzeźbiarskich na wzór wileńskiej Rossy. Groby usypane z piasku, później obramowane cementem, nie były odwiedzane tak często jak obecnie. Pomniki z lastryko też wznoszono rzadko (popularne od lat sześćdziesiątych XX w.), ludzie bogatsi zamawiali nagrobki z kamienia, z wykutymi żelaznymi krzyżami.

            Po pochowaniu zmarłego odbywały się czasami stypy, jeżeli rodzina z daleka przyjechała na pogrzeb. Bardziej dbano o modlitwę – zbierano się na odmawianie różańca i śpiewy żałobne nawet przez dziewięć dni.

            W latach szkolnych (druga klasa podstawówki) bardzo przeżyłam pogrzeb kolegi Janusza, który pływając na krach, utonął w Supraśli niedaleko mostu. Uświadomiłam sobie, że umierają nie tylko ludzie schorowani, starzy, że śmierć może zaskakiwać, być okrutna. Moja wspaniała wychowawczyni Maria Trafalska zarządziła udział całej klasy w pogrzebie. Ustawieni dwójkami, nadzwyczaj poważni, szliśmy przed trumną, ja nawet niosłam kwiaty, bo byłam ubrana stosownie do żałobnej uroczystości. Współczuliśmy wszyscy mamie Janusza, która rozpaczała po tragicznej śmierci jedynego dziecka.

            Kolejne smutne doświadczenia to śmierć dziadka Kazimierza, ojca mojej mamy (dziadek ze strony taty zmarł po I wojnie światowej), w późniejszych latach ukochanej cioci Reginy, która była moją chrzestną matką – zmarła w lipcu 1960 roku, nawet nie zdążyłam ją powiadomić, że zostałam przyjęta na studia do Warszawy. Odeszła również od nas do Pana babcia Marianna (94 lata), której zawdzięczam wiele troski o moje wychowanie.

            Największy, najbardziej uroczysty pogrzeb miał ksiądz Wacław Rabczyński, wspaniały proboszcz (22 lata w Wasilkowie), budowniczy Świętej Wody, architektonicznego wystroju cmentarza i dzieła swego życia – kościoła pod wezwaniem NMP Matki Miłosierdzia; wielki autorytet moralny dla kolejnych pokoleń parafian. Śmierć Księdza Proboszcza zaskoczyła wasilkowian, miał zaledwie 67 lat, mógł jeszcze żyć i aktywnie pełnić posługę kapłańską. Przy biciu dzwonów, śpiewie psalmów, w asyście kapituły metropolitalnej, bardzo wielu księży i rzeszy wiernych niesiono trumnę z ciałem Zmarłego prawie przez całe miasto, aby złożyć w grobowcu obok Jego ukochanej matki. Został pochowany na „wasilkowskiej Rossie”, o którą tak bardzo dbał. Troskę o zachowanie unikalnego charakteru nekropolii (od 2001 r.) przejęło Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wasilkowskiej im. ks. Wacława Rabczyńskiego.

            Pogrzeb, nawet najbardziej uroczysty – podniosłe, pełne smutku i łez misterium rozstania z bliskimi, krewnymi, przyjaciółmi … jest bolesnym przeżywaniem straty tych, których kochaliśmy, darzyliśmy szacunkiem, podziwialiśmy ich dokonania. Wielki uczony Albert Einstein nadzwyczaj optymistycznie pisał o rozstaniu z życiem: „Śmierć nie jest kresem naszego istnienia, żyjemy w naszych dzieciach, w następnych pokoleniach. Albowiem to dalej my, a nasze ciała to tylko zwiędłe liście na drzewie życia”.

 

 

 

           

 

Krystyna Szewczyk


 


2.OBRZĘDY POGRZEBOWE NA WSI PODLASKIEJ


 Zgodnie z zasadami chrześcijaństwa należało okazać pokorę wobec boskich wyroków, jakiekolwiek by one nie były. Nawet jeśli Bóg zdecydował o czyjejś śmierci, to przecież ona stanowi przejście do innego świata. ,,Śmierć nie jest wydarzeniem z życia, śmierci się nie przeżywa'' (Ludwig Wittgenstein). Należało więc okazać szacunek zmarłej osobie poprzez odpowiednie rytuały, godne pożegnanie z zachowaniem obrzędów pogrzebowych.

Chwila konania była momentem pełnym powagi i starań o ułatwienie umierającemu odejścia. Lud bał się śmierci długiej i niespokojnej. W chwili konania bliscy i sąsiedzi gromadzili się przy chorym. Zgromadzeni modlili się przy zapalonej gromnicy. Zapobiegała ona mękom przedłużającej się śmierci. Gromnicę stawiano przy łóżku lub wkładano choremu do rąk. W chwili konania towarzyszyć musiała absolutna cisza i spokój, gdyż wszelki hałas i gwar utrudniał duszy odejście. Dlatego obowiązywał zakaz płaczu i lamentowania. Cisza ułatwiała skonanie, dlatego czasem wychodzono z domu na tę chwilę, by płaczem nie zatrzymywać duszy, która słysząc go, wracała i męczyła się dłużej.

Gdy nadeszła śmierć, rodzina zmarłego musiała zadbać o wszystko, by ochronić jego duszę i spełnić ostatnią wolę. Dlatego cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany. Po zgonie zamykano nieboszczykowi oczy, ręce składano dłoń w dłoń, należało także zamknąć zmarłemu usta, ciało myto i ubierano. Do rąk wkładano różaniec i święty obrazek najczęściej z patronem zmarłego. W praktyce starsi ludzie już za życia szykowali i zabezpieczali sobie odpowiedni ubiór. Gdy zmarły był już obmyty i ubrany składano go w trumnie.

Wierzono, że dusza opuszczając ciało krąży gdzieś w pobliżu. Aby jej nie rozgniewać należało zachować pełną powagę i obchodzić się ze zmarłym z ogromnym szacunkiem. Należało pozasłaniać wszystkie znajdujące się w domu lustra oraz zatrzymać zegar. Jak sądzono odmierzał on godziny życia człowieka. Dlatego w chwili śmierci należało zatrzymać zegar na znak zatrzymania ziemskiego życia i żałoby domowników.

Pogrzeb następował zwykle w trzeciej dobie po śmierci. Trumna z osobą zmarłą stała przez trzy dni w domu. Ten czas wypełniony był modlitwą, odmawianiem różańca, śpiewaniem pieśni pogrzebowych. Bardzo ważnym elementem obrzędu podczas wystawienia ciała było światło świec. Światło mogło ogrzać duszę zmarłego, oświetlić mu drogę i odstraszyć złe moce, przynosiło zmarłemu ulgę i chroniło żyjących przed jego gniewem. Musiało palić się prawie nieustannie w czasie całego obrzędu.

Tradycja wymagała godnego pożegnania osoby zmarłej poprzez wystawienie zwłok, modlitwę, nabożeństwo w kościele i pochówek na cmentarzu grzebalnym. Trzeciego dnia po zgonie nadchodził moment pochówku. Rozpoczynał się wyprowadzeniem zmarłego z domu. Na tę chwilę zbierała się rodzina, znajomi i mieszkańcy wsi. W dawnych czasach ksiądz nie przyjeżdżał na eksportację do domu zmarłego. Zanim wyniesiono trumnę, następowało pożegnanie ze zmarłym. Trumnę wieziono wozem, zaprzęg stanowiły konie. Mieszkańcy wsi odprowadzali trumnę za wieś do krzyża. Tu ponownie żegnano zmarłego, modlono się. Obowiązkowo należało wygłosić mowę pożegnalną, w której przywołano pamięć o zmarłym, wspominano o jego dobrych czynach. Mowę wygłaszał znany we wsi mówca. W imieniu nieboszczyka przepraszał wszystkich za złe uczynki. Członek rodziny zmarłego ponownie prosił zebranych o przebaczenie i dziękował za udział w odprowadzeniu. Część mieszkańców wracała do domów a pozostali stanowili orszak pogrzebowy. Udawali się na nabożeństwo żałobne do kościoła i brali udział w pogrzebie.

Modlitwy i obrzędy w poszczególnych wsiach mogły trochę od siebie różnić się. Dawniej obrzędy pogrzebowe we wsi Skindzierz, z której pochodzę odbywały się w następujący sposób. Zawiadamiano o śmierci rodzinę, znajomych oraz proszono całą wieś na modlitwę. Mieszkańców wsi zapraszano kilkakrotnie na modlitwę. W dniu śmierci najczęściej sąsiedzi i rodzina odmawiali różaniec i inne modlitwy przy zmarłym. Na następny dzień należało osobiście odwiedzić każdy dom we wsi i zaprosić na wieczór na śpiewanie przy zmarłym. Wieczorem po zakończonym śpiewaniu odbywała się uczta pogrzebowa. Na następny dzień w dniu pogrzebu rano biegło się do każdego domu we wsi prosić o przybycie na wyprowadzenie zwłok i wzięcie udziału w pogrzebie. Część mieszkańców wsi przychodziła na wyprowadzenie ciała z domu i odprowadzała zmarłego za wieś do krzyża. Tam odbywało się pożegnanie ze zmarłym. Pozostali wyruszali z konduktem żałobnym do Korycina, gdzie znajduje się kościół parafialny oraz cmentarz. Po pogrzebie znowu była uczta w domu żałoby. Po zakończonym przyjęciu ponownie należało obejść całą wieś i zaprosić na śpiewy wieczorem. Wieczorem jedzenie podawano dwa razy, w czasie przerwy i po zakończonym śpiewaniu. Na następny dzień znowu chodzono do każdego domu i proszono już tylko kobiety na mówiony różaniec wieczorem, po którym odbywała się uczta. W następne dni kobiety ze wsi same przychodziły, żeby pomodlić się za zmarłego ale już domownicy niczym nie częstowali.

Dla rodziny zmarłego było to duże utrudnienie. Zamiast ostatnie chwile spędzić przy trumnie zmarłego, należało zająć się przygotowaniem posiłków i bieganiem kilkakrotnym do mieszkańców wsi. Wynajmowano kucharkę, pomagały również sąsiadki. Wszystkie wyroby wędliniarskie, mięsne oraz ciasta przygotowywała kucharka przy pomocy sąsiadek. Żeby zdążyć z przygotowaniem posiłków na czas prace trwały całą noc.

Za wszystkie trudy dla rodziny zmarłego rekompensatą były przepiękne śpiewy pogrzebowe. Wieś Skindzierz słynęła ze śpiewaków i przepięknych śpiewów pogrzebowych. Jednym ze śpiewaków był mój ojciec, który przewodniczył śpiewom pogrzebowym. Jako młoda dziewczyna, gdy pierwszy raz uczestniczyłam w śpiewach pogrzebowych byłam tak zasłuchana i zachwycona śpiewaniem, że marzyłam aby ten wieczór nie skończył się. Śpiewano ,,Officium'' na cztery głosy. Officium, to zbiór psalmów żałobnych. Część kobiet śpiewała sopranem a część altem. Mężczyźni śpiewali tenorem i basem. Efekt był nie do wypowiedzenia. Głosy mieli przepiękne. Dopiero wtedy zrozumiałam powiedzenie, że w Skindzierzu śpiewają najpiękniej. Psalmy z officium są bardzo trudne i mało zrozumiałe. Każdy psalm śpiewany był na inną melodię. Ja wtedy ledwo nadążyłam je czytać. Po officium śpiewano trzy części różańca, każda część różańca śpiewana była na inną melodię. Na zakończenie śpiewano jeszcze pieśni pogrzebowe. Chociaż śpiewy skończyły się nad ranem, ja byłam tak zauroczona śpiewaniem, że wydawało mi się, że modlitwy trwały bardzo krótko. Po latach też nauczyłam się tych śpiewów.

Obecnie w obrzędach pogrzebowych na wsi wiele się zmieniło. Pogrzebami zajmują się firmy pogrzebowe. Trumna z ciałem zmarłego do chwili pochówku nadal jest przechowywana w domu. Ksiądz przyjeżdża z organistą na wyprowadzenie zwłok do domu zmarłego. Nie ma już tyle modlitw. Śpiewacy starzy umarli a młodzi nie umieją śpiewać. Mieszkańców wsi prosi się na obrzędy pogrzebowe tylko jeden raz informując co i kiedy ma się odbyć. Ucztę pogrzebową przygotowują firmy gastronomiczne. Rodzina może więcej czasu spędzić przy trumnie zmarłego. Pogrzeb na wsi jest podobny do pogrzebu w mieście tylko z tą różnicą, że ciało zmarłego nie jest wystawione w domu pogrzebowym a w domu rodzinnym.

Każdy kto się narodził musi umrzeć. Śmierć bliskiej osoby jest zawsze bolesnym rozstaniem. Pustki po stracie bliskiej osoby nie da się niczym zapełnić. ,,Nie umieraj nie odchodź jeszcze okażę ci serce'' (Jan Twardowski). Wobec śmierci jesteśmy bezradni. ,,Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą'' (Jan Twardowski). Bliscy zmarli pozostaną na zawsze w naszej pamięci. ,,Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci'' (Wisława Szymborska). 

 

Jadwiga Łuckiewicz


 
 
© 2011 Uniwersytet Trzeciego Wieku w Białymstoku
Ten projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej. Projekt lub publikacja odzwierciedlają jedynie stanowisko ich autora i Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za umieszczoną w nich zawartość merytoryczną.